30 lipca 2022

37. To straszne, że się przyzwyczaiłam.

 Kiedy wybuchła wojna na Ukrainie, byłam przerażona. Nawet nie tym, że Polska będzie następna, bo tylko w chwilach potężnego spadku nastroju obawiałam się tego. Kiedy bowiem myślałam w miarę spokojnie zdawałam sobie sprawę z tego, że jesteśmy w NATO i że napad na nas byłby napadem na NATO, a na to (nomen omen) Putin się (jeszcze?) nie odważy.
Czytałam wszystkie doniesienia z frontu, płakałam, modliłam się, przesyłałam pieniądze.
Chociaż nie lubię Ukrainy. Nie lubię za Wołyń (szeroko pojęty).
Rosji jednak nie lubię znacznie bardziej. Za całokształt z Katyniem i Obławą Augustowską na czele. To było, jest i pewnie zawsze będzie więzienie narodów.
I, co najważniejsze, to Rosja jest agresorem, Ukraina prowadzi wojnę sprawiedliwą. (Tak, ja uznaję to pojęcie.)
Przeżywałam wszystko strasznie. Z racji choroby nie byłam w stanie zapewnić komfortu psychicznego uchodźcom, moja pomoc była i jest finansowa i modlitewna.
Pierwszy był mąż. Zaproponował, żebym sobie posłuchała jakiegoś audiobooka, albo film obejrzała i wylazła z okopów.
Później było Dziecko, które (jeszcze później) nakręciło taką dramę wokół swojego licencjatu, że zapomniałam, jak się nazywam, a co dopiero o czymś innym.
Między zabronieniem a dramą w akcję wyciągania mnie z okopów włączyli się psychiatra panią kardiolog. Upiornie zgodni.
I w końcu uległam. Ba, zrobiłam znacznie więcej. Powyrzucałam z zakładek wszystkie portale informacyjne. Wchodzę tam zwykle przez przypadek i na mgnienie oka. Chyba, że w działy historyczne, to tak, wchodzę często. Codziennie prawie.
W ciągu tego czasu zostałam rencistką. Trochę przez tę wojnę też.
Ale dobrze mi (bardzo mi dobrze) bez wiedzy na temat, co się dzieje. (Jeszcze rok temu bym w to nie uwierzyła).
Nadal się modlę i nadal wspieram finansowo.
Ale - przyzwyczaiłam się do wojny, co gorsza, nie dostrzegam jej, nie interesuje mnie. Nie jest moją wojną.
I to uważam za potworne. Wymyślam sobie od nieludzi, bo jak, JAK można przyzwyczaić się do wojny? Toż to faktycznie trzeba nie być człowiekiem...
PS. Tylko nie piszcie mi, że nie można być cały czas na wysokich obrotach. Wiem, że nie można. Ale między "niebyciem" na tych obrotach, a całkowitym odcięciem się od piekła za najbliższą granicą jest cały wachlarz reakcji i zachowań.
A ja go nie chcę dostrzec.

23 lipca 2022

36...

Studentka rozciąga się z telefonem na moim wielkim łóżku. Ja na wpół leżę z laptopem na moim głębokim fotelu. Prześwietlamy anglistykę w necie pod każdym kątem.
Nagle rozentuzjazmowany głos Studentki z lekka się łamie:
- Nie mogę znaleźć nic na temat doktoratu - panikuje.
- Zwłaszcza doktoratu 2024/2025 - ironizuję.
- Nie śmiej się! A jak mnie nie przyjmą?
Weźcie mi coś zróbcie, bo ja jej coś zrobię.
(Nie wiem jak w jej laptopie i smartfonie zablokować stronę dotyczącą habilitacji, a A., przemęczony, pochrapuje w swoim pokoju).

22 lipca 2022

35. Koniec update'ów:)

Dziecko zawiozło dzisiaj dokumenty na UŁ i oficjalnie (no, prawie oficjalnie) jest studentką studiów II stopnia.
Ufff.
Jeszcze będzie musiała pokazać dyplom i zrobić jego kserokopię, ale SAN ma na wystawienie dyplomów 30 dni, jeszcze 22 przed nimi. Niemniej to już będzie czystą formalnością.
Niniejszym ogłaszam święty spokój w domu i na blogu.
Tyle, że nie wiem, na jak długo:) 

19 lipca 2022

34. Update odc. 1234567 i nie tylko.

 Wczoraj Dzieckowa Koleżanka, która składała papiery na trzy kierunki (jakby się nie dostała na anglistykę) dowiedziała się, że jest zakwalifikowana na dwa z nich.
Dzisiaj angliści (wszyscy, którzy chcieli, super) zostali poinformowani, że się na anglistykę zakwalifikowali. I teraz nie bardzo wiemy, czy zakwalifikowanie oznacza przyjęcie. Tak żeby za nudno nie było:) Bo najoficjalniejsze wyniki mają być 1 sierpnia. Znamienna data.
Dzieckowy Kolega twierdzi, że się dostali. A data 1 sierpnia wynika stąd, że wiele osób (vide wspomniana Koleżanka) rekrutowało się na kilka kierunków i teraz muszą się określić, co, gdzie i kiedy.
W każdym razie zaświadczenia z uczelni (już mają) i/lub dyplomy (nie mają) zdjęcia i inne takie mają do poniedziałku dostarczyć na UŁ.
To chyba są przyjęci? Nie wiem, nigdy nie lubiłam telenowel.
*
Podobno "cały Internet" żyje pogardliwą wypowiedzią Olgi Tokarczuk i/oraz pożałowania godnym (i napiętnowania) zachowaniem księdza Dębskiego.
Powiem szczerze: książek Olgi Tokarczuk nie czytałam, poza "Księgami Jakubowymi". Wydały mi się bardzo "ciężkie" (a ja bez trudu czytam Dostojewskiego i to w oryginale), trochę toporne, znalazłam tam też błędy historyczne, ale nie pamiętam już szczegółów. Generalnie - coś wyjątkowo nie dla mnie, ale obiektywnie niezłe. Ucieszyłam się jednak, kiedy została noblistką, bo to zawsze fajnie, jak Polaka docenią. I na tym się skończyło. 
O jej wyjątkowo niefortunnej wypowiedzi dowiedziałam się wczoraj z postu znajomego na FB. Powiem szczerze. Ani mnie to ziębi, ani grzeje. Pod strzechą nie mieszkam, dużo czytam, literaturę ambitną i mniej ambitną, do książek Tokarczuk nie wrócę, bo w moim wieku już szkoda czasu na coś, czego się nie lubi. Już wiem, że jeśli jakaś książka "nie podejdzie", to można dać jej drugą szansę, ale nie trzeba. A jak "nie podejdzie" drugi raz to trzeba. Odłożyć na półkę. W każdym razie, ja się nie czuję dotknięta. Tak, książki Tokarczuk nie są dla mnie. Tak że wypowiedź ich autorki, nawet noblistki, tak bardzo mnie obchodzi, że aż wcale.
O aferze z księdzem nie wiem nic. Poza tym, co przed chwilą "wyguglałam" i podlinkowałam. Nie chce mi się w takim brudzie tarzać. Zwierzchnicy Dębskiego już podjęli decyzję. Ja zawsze (zgodnie ze zdaniem mamy mojej dawnej przyjaciółki) staram się być jak najbliżej kościoła i jak najdalej (od) plebanii. Czego Wam wszystkim życzę:) 

15 lipca 2022

33. Update cz. 3, czyli wariacje.

Na UŁ mają bałagan i już dzisiaj wyszło, że część studentów będzie mogła wziąć udział dopiero w drugim etapie rekrutacji. Przy czym nie wiadomo na sto procent, bo dziekanat mówi co innego, dział rekrutacji co innego a osoba konkretnie wymieniona, jako nadzorująca rekrutację i tok studiów - jeszcze co innego. 
Generalnie chodzi o numer dyplomu podany na rekrutację. Studenci z SAN nie mogą go podać, bo jeszcze nie mają. (Wczoraj się bronili). Według maila z działu rekrutacji - nie ma sprawy, dodadzą, kiedy będą mogli, uczelnia ma 30 dni na wydanie wszystkich dokumentów.
Według dziekanatu - nie da rady, trzeba czekać na drugi etap. (Domyślacie się, jak się Dziecko ucieszyło).
Według pani odpowiedzialnej - numer dyplomu kiedy będą mieli, byle donieśli do poniedziałku zaświadczenie o ukończeniu studiów...
Właśnie Dzieckowa Koleżanka dostała maila z działu rekrutacji, że (ja już nie chcę tego cytować), ale zdążą z tym numerem dyplomu, byle do 25-go donieśli wszystkie dokumenty - jest to całkowicie realne.
Czekają teraz na maila z dziekanatu.
Bałagan, jak na SAN-ie, nawet większy.
Ale za to za darmo:)
A ja kiedyś oszaleję...

14 lipca 2022

32. Update cz. II

Praca licencjacka - 5.
Obrona pracy licencjackiej - 5.
Ocena na dyplomie - 4.5
 
Na szczęście (zdaniem Dziecka) w rekrutacji trzeba podać wszystko: ocenę pracy, ocenę obrony, ocenę na dyplomie i średnią z ostatniego semestru (4.85). Wiedźma się pociesza, że teraz ma większe szanse. Ja uważam, że tam chyba nikt nie spojrzy na oceny, bo mają miejsca dla wszystkich.
Dziękuję za modlitwy. Pomogły.
Łącznie z ochrzanem od promotora, że pogryzie i zabije mi Dziecko, bo jak najlepsza studentka na kierunku (ten kierunek to teraz tylko dwa roczniki, ale jak to brzmi)  może mieć 4.5 na dyplomie? 
Bywa. Ja jestem z niej dumna. Ostatecznie obroniła się na 5:)

13 lipca 2022

31. Update plus post scriptum.

 Wczoraj Dziecko wpadło w lekką histerię, bo, ponieważ, gdyż w (naprawdę przepastnej) szafie nie ma absolutnie niczego odpowiedniego na obronę licencjatu. Kilka moich propozycji spotkało się z absolutnym oburzeniem. I w dodatku ona ma rozmowę kwalifikacyjną w piątek albo w poniedziałek na UŁ. I też potrzebuje czegoś innego. Nieśmiała sugestia (moja) żeby obie "uroczystości" odbyły się w tym samym stroju, została zbyta prychnięciem. OK.
Dobrze. Pojechałyśmy wczesnym popołudniem po odpowiednie ubrania. Wiedźma nabyła sukienkę (czarną) na obronę (taka klasyczna mała czarna, bez dekoltu, za kolanko, z paskiem skromnie ozdobionym, rajstopy przewidziane) oraz satynową bluzkę (czarną z kołnierzykiem i guzikami) i "lejące się" spodnie (w kolorze jasnego beżu) na rozmowę kwalifikacyjną. Przy kasie wpadła w lekką panikę. Wyciągnęłam moją kartę, ja w panikę nie wpadłam.
Dziecko pokornie zapytało, czy może, w związku z tym, zaprosić mnie na kawę. Łaskawie wyraziłam zgodę. Mają tam małą kafejkę z rewelacyjną kawą.
Dotarłyśmy do domu.
Przy herbacie Dziecko spanikowało, bo została poinformowana, że UŁ odstąpił od rozmowy kwalifikacyjnej. "Cały pogrzeb na nic" - jakby powiedział Franc Fiszer. Problem tkwi w tym, że ona chciała iść na tę rozmowę, bo ma wrażenie tudzież przeczucie, że obrona pójdzie jej słabo i zamierzała przekonać komisję, iż zna angielski bardzo dobrze (to akurat fakt niezaprzeczalny) i że przyjąć ją na UŁ należy.
O 13.00 rozmowa kwalifikacyjna była jeszcze jak najbardziej aktualna. O 16.00 już nie.
Dziecko ma złe przeczucia, ja lepsze. Uważam, że odstąpienie od rozmowy świadczy o tym, iż mają miejsce dla wszystkich i nie muszą robić "odsiewu". Dziecko uważa wprost przeciwnie, że ograniczą się do konkursu dyplomów, a ona będzie miała tróję na dyplomie i nie dostanie się na studia II stopnia.
W związku z tym modlitwy jutro o 11.40 są (jak sami widzicie) niezbędne.

PS. Właściwie, to już wszystko wiemy. Wiedźma nie może mieć piątki na dyplomie, bo jej średnia z trzech lat to 4.70. Wymagane minimum na piątkę, to 4.75. I tak, nikt ze zdających jutro nie ma średniej 4.75. SAN się nie bawił w "płacisz i wymagasz". Ci, którzy przełożyli, z własnej czy nie, woli obronę na wrzesień też chyba nie.
A czwórka jest jak najbardziej osiągalna.
Diecko w panice, że z czwórką jej nie przyjmą.
Modlitwy potrzebne bardzo:)

09 lipca 2022

30. Krótki raport:)

 Dziecko nie jest moją córką:) Na mnie stres (dopóki depresja mi nie rozłożyła psychiki) działał motywująco. Nawet dzisiaj jeszcze mam podejście, że jeśli muszę zrobić coś, czego nie lubię/jest trudne/stresuje mnie, to robię to jak najszybciej się da. Żeby mieć z głowy.
Dziecko stresuje się znacznie rzadziej, ale jeśli już - to stres ją demotywuje. A podejście: zrób, co się da jak najszybciej, jest od niej odległe o lata świetlne. 
Tym to oto sposobem licencjat napisała w dwa tygodnie, pełne demotywującego stresu. Nie komentowałam, pomagałam, jak mogłam, motywowałam etc. Skutkiem czego praca okazała się, zdaniem promotora, "bliższa magisterce, niż licencjatowi". Przeszła przez program antyspamowy z wynikiem 26% (dopuszczone 30%). I tu się zawiesiłyśmy obie. Bo program cytaty traktuje, jak spam. A jak można napisać pracę licencjacką bez cytatów? Zwłaszcza pracę o technikach translatorskich? Ale udało się, praca została dopuszczona do druku. W piątek. W sobotę jechaliśmy na wesele.
Będę szczera, nie jestem fanką takich dużych wesel, na jakim byłam. 150 osób, zespół muzyczny typowo weselny, niekoniecznie udane "zabawy" to zdecydowanie nie mój klimat. Właściwie, to nie nasz.
Ale to nie nasze wesele, zaproszeni byliśmy z całego serca w dodatku do najbliższej rodziny i w dodatku jestem chrzestną matką pana młodego. Pojechaliśmy i gdybym lubiła takie wesela, powiedziałabym, że było bardzo udane. Bo obiektywnie było, nie ma dwóch zdań. A subiektywnie to ja sobie pojęczę, że za głośno (tańce na tej samej sali, co jedzenie) cała sala to jedno wielkie pomieszczenie, muzyka przy wejściu, więc przeciśnięcie się do wyjścia bywało trudne, bufet słodko-kawowo-herbaciany bogato zaopatrzony, ale o zgrozo, kawa wyłącznie "plujka" etc. Wypiliśmy z mężem dwie butelki czerwonego wytrawnego wina, przy czym ja pół kieliszka, on resztę. Ostatni raz pił na weselu kolegi w 1998 r. Patrzyłam wtedy przerażona, jak wypija 8 (policzyłam) kieliszków wódki i jak... nic mu nie jest. Wie, kiedy skończyć, a głowę ma mega mocną, więc to wino to jak woda. 
Wróciliśmy w niedzielę wieczorem, zastając w domu ciężko sfochowaną Jej Długość. Obraziła się na nas na całą godzinę, a później, wariatka, biegała między nami żądając hołdów i głasków.
W poniedziałek mąż już pracował, a my z Dzieckiem pojechałyśmy do marketu, w celu nabycia dziurkacza (w domu diabeł nasz dziurkacz nakrył ogonem), teczki (j.w. Później się okazało, że nie diabeł, a mąż i nie nakrył ogonem, a zabrał, bo mu były potrzebne i zapomniał powiedzieć), oraz wstążeczki, sznurka i czegoś pomiędzy do związywania stron wydrukowanej pracy. 
We wtorek Dziecko pojechało wydrukować pracę, na pytanie: "Oprawiamy?" odpowiedziała, zgodnie z zaleceniem uczelni: "nie, wiążemy". Pan odparł: "Aha, SAN" i Wiedźma po 9 minutach dostała do łapki pracę wydrukowaną, obłożoną i przewiązaną. I to wszystko za całe 15 zł. (A dwa dziurkacze, bo nasz się znalazł dwa dni później, stoją i się nudzą. Wstążeczka się przyda, na sznurek i to coś pomiędzy nie mamy na razie pomysłu:)
Licencjat czeka na obronę (14 lipca) i tu jest prośba do Was:) Dziecko przenosi się na UŁ. A na UŁ obrona już była i rekrutacja na II stopień studiów kończy się... 14-go lipca. Rzutem na taśmę trzeba wpisać ocenę z licencjatu. A 15-go albo 18-go rozmowa kwalifikacyjna. "Zdrowaśki" baaaaardzo mile widziane, inne formy wsparcia też:)