Dziecko nie jest moją córką:) Na mnie stres (dopóki depresja mi nie rozłożyła psychiki) działał motywująco. Nawet dzisiaj jeszcze mam podejście, że jeśli muszę zrobić coś, czego nie lubię/jest trudne/stresuje mnie, to robię to jak najszybciej się da. Żeby mieć z głowy.
Dziecko stresuje się znacznie rzadziej, ale jeśli już - to stres ją demotywuje. A podejście: zrób, co się da jak najszybciej, jest od niej odległe o lata świetlne.
Tym to oto sposobem licencjat napisała w dwa tygodnie, pełne demotywującego stresu. Nie komentowałam, pomagałam, jak mogłam, motywowałam etc. Skutkiem czego praca okazała się, zdaniem promotora, "bliższa magisterce, niż licencjatowi". Przeszła przez program antyspamowy z wynikiem 26% (dopuszczone 30%). I tu się zawiesiłyśmy obie. Bo program cytaty traktuje, jak spam. A jak można napisać pracę licencjacką bez cytatów? Zwłaszcza pracę o technikach translatorskich? Ale udało się, praca została dopuszczona do druku. W piątek. W sobotę jechaliśmy na wesele.
Będę szczera, nie jestem fanką takich dużych wesel, na jakim byłam. 150 osób, zespół muzyczny typowo weselny, niekoniecznie udane "zabawy" to zdecydowanie nie mój klimat. Właściwie, to nie nasz.
Ale to nie nasze wesele, zaproszeni byliśmy z całego serca w dodatku do najbliższej rodziny i w dodatku jestem chrzestną matką pana młodego. Pojechaliśmy i gdybym lubiła takie wesela, powiedziałabym, że było bardzo udane. Bo obiektywnie było, nie ma dwóch zdań. A subiektywnie to ja sobie pojęczę, że za głośno (tańce na tej samej sali, co jedzenie) cała sala to jedno wielkie pomieszczenie, muzyka przy wejściu, więc przeciśnięcie się do wyjścia bywało trudne, bufet słodko-kawowo-herbaciany bogato zaopatrzony, ale o zgrozo, kawa wyłącznie "plujka" etc. Wypiliśmy z mężem dwie butelki czerwonego wytrawnego wina, przy czym ja pół kieliszka, on resztę. Ostatni raz pił na weselu kolegi w 1998 r. Patrzyłam wtedy przerażona, jak wypija 8 (policzyłam) kieliszków wódki i jak... nic mu nie jest. Wie, kiedy skończyć, a głowę ma mega mocną, więc to wino to jak woda.
Wróciliśmy w niedzielę wieczorem, zastając w domu ciężko sfochowaną Jej Długość. Obraziła się na nas na całą godzinę, a później, wariatka, biegała między nami żądając hołdów i głasków.
W poniedziałek mąż już pracował, a my z Dzieckiem pojechałyśmy do marketu, w celu nabycia dziurkacza (w domu diabeł nasz dziurkacz nakrył ogonem), teczki (j.w. Później się okazało, że nie diabeł, a mąż i nie nakrył ogonem, a zabrał, bo mu były potrzebne i zapomniał powiedzieć), oraz wstążeczki, sznurka i czegoś pomiędzy do związywania stron wydrukowanej pracy.
We wtorek Dziecko pojechało wydrukować pracę, na pytanie: "Oprawiamy?" odpowiedziała, zgodnie z zaleceniem uczelni: "nie, wiążemy". Pan odparł: "Aha, SAN" i Wiedźma po 9 minutach dostała do łapki pracę wydrukowaną, obłożoną i przewiązaną. I to wszystko za całe 15 zł. (A dwa dziurkacze, bo nasz się znalazł dwa dni później, stoją i się nudzą. Wstążeczka się przyda, na sznurek i to coś pomiędzy nie mamy na razie pomysłu:)
Licencjat czeka na obronę (14 lipca) i tu jest prośba do Was:) Dziecko przenosi się na UŁ. A na UŁ obrona już była i rekrutacja na II stopień studiów kończy się... 14-go lipca. Rzutem na taśmę trzeba wpisać ocenę z licencjatu. A 15-go albo 18-go rozmowa kwalifikacyjna. "Zdrowaśki" baaaaardzo mile widziane, inne formy wsparcia też:)
Jakie inne formy wsparcia? Modlitwa i tyle. Ode mnie ma, jak w banku. Uważam, że wszystko pójdzie dobrze, w końcu Twoja córa studiuje to, co kocha. Dziwi mnie tylko ta forma rekrutacji. Uniwerek może się chyba zorientować, że na innych uczelniach są inne terminy obrony i trochę się nagiąć. W końcu nic dziwnego, że studenci zmieniają uczelnie w różnych konfiguracjach, to już na szczęście nie socjalizm, gdzie jedna uczelnia i jeden kierunek. PS. Nie napisałaś, że byłam u Ciebie na kawie:) I że podobał mi się Twój Gustaw:) Kawę zrobił pyszną. Zmieniłaś czcionkę. Może trochę bardziej czytelna, ale nie taka ładna:) Ja się wolę pomęczyć.
OdpowiedzUsuńA wesele, jak większość. Z oczywistych powodów też wolę małe przyjęcia;)
Za modlitwę będę bardzo wdzięczna. I ona też:) Tak, z radością odnotowałam, że kawa z Gucia Ci smakowała. I fantastycznie było zobaczyć się po stu latach:) UŁ myśli głównie o swoich studentach, a SAN się trochę wygłupił z terminem stricte wakacyjnym, ale cóż. Trzeba mieć nadzieję:) Co do czcionki - pewnie niedługo zmienię, żebyś się mogła "pomęczyć":)
UsuńNa tej fali powrotów chciałam i ja odzyskać swoje konto na Gmail. Ale się nie udało, więc będę pisać anonimowo:)
UsuńWażne, że tu ze mną jesteś:)
UsuńNie wiem, jakim cudem udało mi się zalogować na to konto, ale się cieszę. Znam ten cud, nazywa się stary komputer z zapisanym hasłem:P Padł mi laptop, nie bardzo mnie stać na nowy, uruchomiłam złom, zagraciłam pokój, odzyskanie naszego konta w bonusie.
OdpowiedzUsuńNajdziwniejszy jest ten kod anty spamowy, przecież ja w swoim licku też miałam mnóstwo cytatów, ale takiego cudu to jeszcze na szczęście nie było. "Wiedźma" sobie świetnie poradzi, ale stres rozumiem. Działam tak samo, spycham w podświadomość, a potem tragedia.
Też byliśmy nie dawno na weselu znajomych. Oni już dawno są ze sobą, mają dziecko i teraz to postanowili zalegalizować. Ślub w katedrze i wesele na dwieście osób. Wcale się nie wybawiłam. Czułam się jak na Dworcu PKP. Ale każdy ma inny gust, wiadomo. K
I o gustach się nie dyskutuje:) Jedną dobę (trochę ponad) to można i na gwoździach przesiedzieć, a większość osób bawiła się świetnie (niestety byli też tacy, którzy po pół godzinie zdążyli się najzwyczajniej upić). Ten program jest slaby, wyłapuje cytaty i traktuje, jak spam, koleżance Wiedźmy się nie udało - rok w plecy. Albo magisterka na zaocznym, ale to nie dla wszystkich jest wyjście. Wiedźmie zależy na stacjonarnych. Modlitwa mile widziana:)
UsuńMój eks-uczeń też pisze licencjat. Ten cały program antyspamowy to jeden wielki badziew. Jemu odrzuciło. Z powodu cytatów. Twoja córka naprawdę ma szczęście, że przeszła. A jej praca jest bardzo dobra. I sądzę, że dostanie się na uniwerek jak to mówią z palcem w nosie. Tam nie ma samych orłów, była najlepsza na sanie, może być najlepsza na u. A wesele, cóz. Też jestem #teamprzyjęcia. Wasze było najlepsze i nie mówię tego, żeby mówić;) Będę pisała już:) Na pewno.
OdpowiedzUsuńOOOO! (Dlaczego ja piszę "oooo", skoro przedwczoraj rozmawiałyśmy o blogu też?:). Ten program to pomyłka, jak pisałam wyżej, koleżance Wiedźmy też odrzuciło. Dzięki za wszystkie dobre słowa i wsparcie, ale my się jednak trochę stresujemy... A nasze przyjęcie (bo nie wesele) to była improwizacja. Dziś by to już nie wyszło, salę trzeba rezerwować na dwa lata, czasem trzy naprzód. Czyste wariactwo.
UsuńBo jeszcze nie byłam od lutego na Twoim blogu i stąd to "Oooo"? No to jest czyste wariactwo, chrześnica koleżanki z pracy zaklepała jakąś super-hiper salę trzy lata naprzód (takie terminy). Później był problem zgrać to z kościołem, bo w kancelarii ich odesłali na za dwa i pol roku jak będzie kalendarz na rok ich ślubu, jak się zjawili - nie dało się wcisnąć ślubu rzymskiego, jakaś wersja skrócona tak w biegu między dwoma mszami. W międzyczasie dziewczyna zaszła w ciążę, na ślubie była w szóstym miesiącu i bardzo źle się czuła. Goście się bawili, nawet nieźle, ale ona prawie cały czas leżała w pokoju gościnnym. Ja tego nie ogarniam. Naprawdę. A co uczelni, bo trochę poczytałam. Ta opinia o prywatnych uczelniach, coraz bardziej niesprawiedliwa poniekąd, wzięła sie z początków kapitalizmu, kiedy szkołę/uczelnię mógł założyć każdy, a te szkoły na początku nie dawały żadnych uprawnień. Teraz jest różnie i prywatne i publiczne są lepsze i gorsze. Powtórzę, na miejscu "Wiedźmy" też bym poszła w 2019 roku na SAN, nie na UŁ. Kto mógł przewidzieć pandemię?
UsuńNikt nie mógł, SAN wyglądał obiecująco, ale było, minęło długo pewnie nie wróci. Źle jest, sprzedali jeden z budynków, a jak Wiedźma zaczynała jakiś (inny) kupili, bo się rozrastali. Później pandemia i zaczęli się zwijać. Tak, uczelnie są lepsze i gorsze, każde. Nie liczę na cud, liczę na magisterkę:)
UsuńWesela to naprawdę temat-rzeka. Naprawdę. Już my najpierw zaklepaliśmy salę, bo był lipiec. Później do kościoła. (Dla mnie to była niemal Sodoma i Gomora, a teraz tak się właśnie robi). Potem kancelaria. Żeby nie to, że w kancelarii siedział mój spowiednik i ojciec duchowy, oraz mój wykładowca, jeszcze za czasów IT (taki miałam czas w parafii panieńskiej, tutaj miałam czas, że proboszczem był i nadal jest mój kolega z oazy, a wikarym były uczeń:P) to nie wiem, co by było. Księża doszli do wniosku, że godzina 17.00 była wstępnie zarezerwowana na ślub właśnie w skróconej wersji, ale para młoda miała potwierdzić dwa tyg. wcześniej, a nie potwierdziła, więc wpisali nas na ślub rzymski. Już te sto lat temu było takie zawirowanie a teraz... Rezerwacja sali na dwa-trzy lata naprzód, przecież to się może świat trzy razy zmienić. Ale co robić, takie są realia, a restauracje padają, jak muchy. Niechcący w niedzielę zrobiliśmy research...
Stoję na parkingu i się nudzę niestety. Oczywiście że pomodlę się za "Wiedźmę", ale ona sama sobie świetnie poradzi. Nie ogarniam po co takie cyrki z licencjatem, nie można z góry ustalić terminów dla wszystkich uczelni? Uważam że uczelnie prywatne są nie za dobrze traktowane, ciągle jeszcze nazywa się je wyższymi szkołami lansu i bansu, albo gotowania na gazie często to krzywdząca ocena. Ale skoro nie ma wyjścia to niech dziewczyna zdobywa uniwerek i leci jak najwyżej do habilitacji, reszta nie od niej zależy. Wesel nie znoszę. Za stary już jestem na nie:) Dobranoc;)
OdpowiedzUsuńDzień dobry:)
UsuńJeśli Ty jesteś za stary, to co ja mam powiedzieć:)
Jeśli chodzi o uczelnie, to najlepsza w Polsce uczelnia jest prywatna. I to by było na tyle. SAN oferował bardzo wiele. Po pięciu miesiącach przyszła pandemia i wszystko postawiła na głowie. Głównie z powodu pandemii, ale też na własne życzenie stali się, niestety, Wyższą Szkołą Zdrowia, Szczęścia i Wszystkiego Najlepszego. Magisterkę mają tylko na zaocznych. Wiedźma chce koniecznie studiować stacjonarnie. Szkoda, bo mogło być naprawdę ciekawie, prywatne uczelnie mają swoje plusy. Przynajmniej część z nich.
Dziwne nie jest, że dziewczyna chce na stacjonarne. Skoro sama mówisz, że jej uczelnia daje szansę tylko zaocznym, to wiesz jak to wygląda magister zaocznych studiów gotowania na gazie. W każdym razie zaoczne na panstwowym uniwerku też nie urywają tyłka, bo nasz uniwerek nie poraża poziomem. Może poza prawem. Ale też nie wiem. Zdrowaśki i kciuki macie jak w banku od nas obojga. K pozdrawia. W
UsuńBardzo, bardzo Wam dziękuję. No właśnie Wiedźma ma do wyboru zaoczny u siebie, dzienny lub zaoczny na innej prywatnej uczelni i dzienny lub zaoczny na UŁ. Na tę drugą prywatną by ją przyjęli i w rękę pocałowali, ale Wiedźma uważa, że skoro odchodzi z jednej prywatnej, to nie po to, żeby iść na drugą, słabszą. Ta słabsza lepiej przetrwała pandemię, ale to dlatego, że oni biorą każdego, jak popadnie i mają tłumy w jednym budynku, komfort zerowy. Zresztą to jej wybór i koniec:)
UsuńWy przynajmniej żyjecie. Ja wegetuje. Wesel to dawno nie było u nas, trzeba czekać na bratanków i siostrzenicę. Ale ja się źle czuję na weselach w ogóle w większym gronie. choćby na imieninach. Tych kłopotów z licencjatem i uniwerkiem nawet nie próbuję zrozumieć ale się pomodlę. Maya
OdpowiedzUsuńDziękuję, Majeczko. Przytulam.
UsuńWidzę, że w ogóle mało mamy fanów dużych wesel tutaj:)