15 maja 2024

70 - Nienawidzę hipokryzji, nie lubię hipokrytów. Oraz ogólnie komunijnie.

 Napisałam to już  w formie komentarza u Kolokazji. Mam więcej siły i trochę czasu, więc spróbuję ten post napisać. Ale nie wiem, czy wszystko na raz. Do napisania posta (czy raczej do refleksji, które spowodowały jego napisanie) nakłonił mnie filmik ks. Wachowiaka i rozmowa z moim proboszczem. Filmik wrzucam, oglądanie nie jest obowiązkowe, oczywiście:)

Od zawsze brzydziłam się takim podejściem: nie bardzo wierzę, nie chodzę do kościoła, nie zamierzam żyć w zgodzie z przykazaniami i dziecku też tego nie wpoję, ale Komunia musi być. Dla prezentów najczęściej, dla wystrojenia dziewczynek zwłaszcza w absurdalne sukienki, dla zorganizowania przyjęcia (z alkoholem, bo jakże).
Naprawdę zgadzam się z ks. Wachowiakiem, że uczciwsze jest urządzenie "alternatywnego przyjęcia", no ale z tym jest problem (to moje zdanie), bo dość często goście niespecjalnie się kwapią na takie przyjęcie "bez celu". Dlatego, jak mówi ksiądz (Wachowiak i nasz proboszcz i nawet ja, choć księdzem nie jestem) należy dziecku wytłumaczyć: "nie jesteśmy wierzący, nie chodzimy do kościoła, nie żyjemy zgodnie z nauką Boga i Kościoła, nie przekonują nas sakramenty, dlatego nie byłeś ochrzczony, nie chodzisz na religię i nie idziesz do I Komunii. A żeby ci wynagrodzić brak imprezy, wyjątkowo hucznie zorganizujemy twoje urodziny/imieniny". Dzieci są mądre, a przede wszystkim dużo łatwiej przystosowują się do sytuacji, na pewno zrozumieją przekaz. Jeśli jednak "trzeba" w okresie komunijnym dziecko uhonorować i obdarować - lepiej zrobić "alternatywną imprezę" ("świecka Komunia" jakoś mi idiotycznie brzmi), albo zabrać je w atrakcyjne miejsce i kupić samemu jakiś prezent.
Kiedy zaczęłam nauczać religii (w gimnazjum i "wygasającej podstawówce", w których już pracowałam) koleżanka z sąsiedniej podstawówki poprosiła mnie o pomoc przy zorganizowaniu I Komunii Świętej. Uczciwie powiedziałam, że z dziećmi 9-letnimi się trudno dogaduję i że nie bardzo wiem, w czym mogę pomóc, ale jeśli ona mimo wszystko chce, to proszę bardzo. Ona też tę imprezę organizowała pierwszy raz. Ona miała dwulatkę, ja nie miałam dzieci. Wydawało nam się, że ogarnęłyśmy wszystko. I scholę i dary i śpiew i wchodzenie i wychodzenie z kościoła, nawet nakłoniłyśmy proboszcza, żeby dzieciakom wyświetlać na ekranie teksty modlitw, bo stres je zjada i tak. Zgodził się bez problemu. Na ostatniej próbie wszystko wyglądało tak, że i rodzice i proboszcz i ksiądz, który miał celebrować Mszę i my - byliśmy naprawdę zadowoleni.
I już na drugi dzień, w dzień I Komunii Świętej wszystko to poszło... na spacer i nie wróciło. Posadziłyśmy dzieciaki po sześć osób na naprawdę długich ławkach, na Mszach podobno mieściło się tam ośmioro dorosłych. I co? I nic. Dziewczynki przyszły tak wystrojone, miały tak długie sukienki i do tego szerokie, na stelażach, że w dwóch ławkach nie zmieściło się sześć dziewczynek. Ostre spięcie z mamami ("dlaczego to moja córka ma się przesiąść do ostatniej ławki"?), szybka interwencja pana kościelnego w kwestii ozdobienia jeszcze jednej ławki i większy problem z podejściem do ołtarza...
Moja T. miała I Komunię 11 lat temu. Rok wcześniej we wrześniu, bo podaniu informacji o dacie Komunii część rodziców już w kruchcie, albo i przed drzwiami do niej, wyciągała komórki dzwoniąc nerwowo do banków i sal bankietowych, oraz dyskutując, czy lepiej w prezencie poprosić chrzestnych o quad czy wypasiony laptop/komputer, czy o komórkę. Patrzyliśmy na to z mężem w osłupieniu. O ile rozumiem wynajęcie sali (kawiarni, restauracji) zwłaszcza, jeśli się nie mam w domu miejsca, ale nie tylko, o tyle pozostałe rozmowy naprawdę mnie zaskoczyły. Byliśmy już po I Komunii naszych chrześniaków (części) i nikt niczego od nas nie oczekiwał. Staraliśmy się kupić prezenty, które się przydadzą dzieciom, a że wyszło mało religijnie, to pięknie wydana Biblia dla dzieci też się znalazła wśród podarków. Dla ścisłości mój chrześniak dostał Biblię, a chrześnica męża (jego rodzona siostra) łańcuszek z pięknym medalikiem (Chrystus podający dziewczynce Hostię). Ona ma 25 lat, ma go do dziś i nadal wkłada. Biblię chrześniak zabrał i ma dla swojej córy. (Na bierzmowanie kupiłam mu pięknie wydaną Biblię dla dorosłych.)
T. dostała już jakieś pieniądze, ale też sensowne prezenty. Pieniądze wydaliśmy na to, co chciała. Pamiętam, że uparła się na przenośny odtwarzacz płyt CD.
Rok po Komunii T. była Komunia córki mojej koleżanki, która mieszka "w samej Warszawie". No i u niej w parafii już były grane limuzyny, długie suknie z welonami, a nawet "lokaj" (czy jak nazwać tego pana), który prowadził ją do kościoła, otwierał drzwi limuzyny etc. 
Nie chcę wiedzieć, jak wyglądają I Komunie dzisiaj. Wystarczy mi to, co usłyszałam od proboszcza.
I też uważam, że to hipokryzja, bo jeśli się robi taką otoczkę, to dziecko zupełnie nie ogarnia tego, co się stało tak naprawdę. W otoczce sukien, prezentów, wielkich przyjęć z zespołami muzycznymi, tańcami i alkoholem, dziecko nie wie, że to wszystko nie jest ważne. Najważniejsze pozostaje niezauważalne...
Niestety, hipokryzja jest wszechogarniająca. Sama łapię się na tym, że czasami postępuję jak hipokrytka. Bardzo z tym walczę, bo chcę siebie lubić, inaczej lata terapii i ciężkiej pracy mojej i lekarza pójdą na spacer i będą baaaardzo powoli wracały.
Wielki trzynasty i koalicja 13-go grudnia nie kryją się ze swoją hipokryzją. "Pisowski" płot na granicy - zło bezgraniczne, oni u władzy - płot (dodajmy: nareszcie dobrze strzeżony) jest absolutnie konieczny. (Tłumaczenie o "zmienionej sytuacji" to dopiero hipokryzja). Wzięłam przykład pierwszy z brzegu, bo przecież są ich tysiące.
Były prezydent p. Komorowski był uprzejmy w niby zawoalowanej formie oświadczyć, że my, wyborcy, właściwie lubimy być oszukiwani.
Ja nie lubię, ale ci wyborcy KO z przystawkami, którzy lubią być oszukiwani (czyli pewnie znakomita większość) muszą być przeszczęśliwi. I pakt imigracyjny i komunistyczny ład i podwyżka cen wszystkiego z energią na czele (a to też tylko takie największe osiągnięcia panopticum wielkiego trzynastego) - no, żyć nie umierać i szczęście bez granic.
Ja się nie czuję oszukana, bo ja (podobnie, jak ta część społeczeństwa, która myśli) wiedziałam, ze tak może być, a skoro może, to będzie. 
Ale jak dla mnie to hipokryzja level hard.
(No i napisałam "na raz", ale niekoniecznie tak, jak chciałam. Mózg w wacie, wiecie czemu).