06 czerwca 2023

56. Wesele

 A najpierw, przede wszystkim, ślub. Piękny i wzruszający. Przepiękna Panna Młoda (od urodzenia była śliczna, mając kilka miesięcy już zapowiadała się na piękność), przystojny Pan Młody, wzruszeni rodzice (i ciotka Fleur też:)
Wesele - odwykłam. Na klasycznym polskim weselu byłam rok temu (ale to było wesele chrzestnego syna, więc trochę, jak mojego), a wcześniej w 2013. I nie lubię wesel na ponad sto osób, jestem trochę aspołeczna, trochę introwertyczna i o wiele lepie czuję się na kameralnych imprezach, ale nie będę przecież nikomu dyktowała, jak ma wyglądać JEGO/JEJ wesele. Moje było, jakie chciałam.
Koleżanki radziły: "nie lubisz, jesteś po chorobie, nie jedź, każdy to zrozumie". Ale ja nie lubię "dawać się prosić", a wiem, że siostrzenicy zależało na naszej obecności. I pewnie by prosiła, a po co? Zarezerwowaliśmy pokój w tym samym miejscu, w którym było wesele, mogłam wejść, odpocząć... a później się wyspać. No, przespać, ale nie umarłam od tego:)
A naprawdę bawiłam się dobrze. Dużo nie tańczyłam, bo wiadomo, alkoholu nie lubię (tzn. wódki nie tknę, ale lubię dobre wina, a tutaj zwłaszcza jedno było pyszne, więc sobie na jedną lampkę pozwoliłam:), ale nagadałam się z rodziną, wypiłam bruderszaft z teściami chrzestnego syna, poznałam chrzestną wnuczkę (przeuroczą), nacieszyłam szczęściem młodej pary - czego chcieć więcej. Trochę się z siostrą popłakałyśmy, że tata tego nie dożył, ale tak to bywa na weselach, brakuje tych, którzy odeszli. Kolejny raz uświadomiłam sobie, że mój czas się kończy, że się starzeję, a na weselu jestem ciotką, a nie koleżanką, kuzynką etc. Najdziwniejsze było to, że mi to w ogóle nie przeszkadzało:) Czuję się, pomimo chorób, młodo (wolno mi), jak na moje możliwości wyglądałam atrakcyjnie, a świadomość, że już nic nie muszę, a jeszcze coś tam mogę jest miła:) W dodatku jakiś dwudziestoparolatek wziął mnie za rówieśnicę i próbował podrywać. Ale on nie cierpiał na zanik alkoholu we krwi:) Mój mąż prawie się popłakał ze śmiechu, ale on był trzeźwy. Właściwie nie podobały mi się tylko niektóre stroje. Nigdy nie czepiam się fasonów, kolorów, etc. bo sama noszę kontrowersyjne suknie. Po prostu, moim zdaniem, ślub i wesele (zwłaszcza ślub w kościele, ale i w USC) to nie są miejsca na nagość. Moje Dziecko miało akurat długą sukienkę z długimi rękawami, a dekolt w kościele spięty broszką, ja podobnie. Ale widziałam sukienkę łudząco podobną do mojej koszuli nocnej (satynowa, cienkie ramiączka, rozcięcie do kolan - na biustonosz tam nie ma miejsca). Sukienka (?) ładna, ale nie do kościoła. A i na weselu nie za bardzo, bo się dziewczynie zsunęły ramiączka i nagle pokazało się to, co się pokazać nie powinno. Gołe plecy. Gołe ramiona. To akurat na weselu nie razi, ale na ślubie panie nie były specjalnie "zakryte". Też miałam 20 lat, ale rodzice by mnie chyba udusili, gdybym się tak wybrała do kościoła. Ja bym Dziecko też chyba udusiła. (Chciała iść w dżinsach na bierzmowanie. Swoje własne. I do tego miała witać biskupa. Nosz... Na szczęście Dziecko pojęło.)
Ale już przestaję zrzędzić jak stara ciotka (nomen omen), bo miło się patrzyło na rozbawioną młodzież. Chociaż ilość młodych panów, którzy przesadzili z alkoholem była dla mnie porażająca. I nie tylko młodych, ale to młodzi są przyszłością.
Mimo tych narzekań w skali od 1 do 10 daję imprezie mocne 9. I przyznaję, że dobrze się bawiłam:)

PS. Przecież nie wszyscy mnie znacie. Siostra to siostra męża, siostrzeńcy też. Ja właściwie nie mam rodziny, ja jedynaczka, moi rodzice też...