27 grudnia 2023

61. Prezent od Dzieciątka

Wigilię tym razem spędziliśmy we trójkę. Kolędy, życzenia, wspaniałe jedzenie (nasz catering jest wart każdej wydanej na niego złotówki), prezenty jak zawsze wyjątkowo udane:)
W Boże Narodzenie miała być w rodzinnej parafii męża Msza Św. za jego rodziców, więc nie poszliśmy na Pasterkę. Piętnaście minut po północy dostaliśmy SMS, że Msza Św. jest jednak w drugi dzień Świąt... Cóż, poszliśmy spać:)
I Boże Narodzenie, po powrocie z kościoła i zjedzeniu obiadu właściwie "przeleniuchowaliśmy". Tu kawka, tam herbatka, ktoś się przespał, ktoś obejrzał film, ktoś poczytał książkę, później kolacja, jeszcze winko, jeszcze "chwilka rozmowy" i nagle się okazuje, że jest 23.30.
Na Mszę dotarliśmy idealnie. Rodzinna parafia męża (w której już nikt z naszej rodziny nie mieszka) to cudowny, barokowy kościół. Znałam kilku proboszczów, obecnego już nie, ale bardzo zadbał o wystrój. I o nastrój.
Trochę mi tam się łezka zakręciła, że rodziców już nie ma, ale Pan Jezus miał dla nas cudowny prezent w zanadrzu. Otóż zaplanował na tej Mszy odnowienie ślubów małżeńskich. 
Myśmy tego jeszcze nigdy nie robili, bo mąż nie lubi być w centrum zainteresowania. Mszę za naszą rodzinę, za nasze małżeństwo zamawiamy regularnie, ale nigdy nie odnawialiśmy przysięgi.
I nagle wczoraj - moje marzenie się spełnia. 
Cała gama uczuć, wrażeń, ciarki na plecach i motylki w brzuchu.
Jak kościół długi stoją pary małżeńskie i ponownie ślubują sobie miłość i wierność, a obok nas stoi mój chrześniak z żoną. Wrażenie zapierające dech w piersiach. I tu już łzy mi popłynęły.
Przez moment "zobaczyłam" naszego tatę, jak do nas mruga, a później poczułam wszechogarniającą wdzięczność dla Pana Boga. Mąż się nie stresował, bo par było około trzydzieści, a ja byłam w siódmym niebie:)
A później rodzinny obiad, prezenty (rodzina siostry zaskoczyła nas niesamowicie, dostaliśmy coś, co sami chcieliśmy kupić po remoncie, a teraz już nie musimy. Fantastyczny prezent dla całej rodziny).
A dziś mąż w pracy, Dziecko wyskoczyło po chleb i wodę mineralną, później kawka, herbatka, świeże ciasto...
I obiecałam sobie odciąć się od informacji. Dałam już na kilka Mszy za Ojczyznę, będę się modliła najmocniej, jak potrafię, ale informacji zasięgała nie będę.
***

Podnieś rękę, Boże Dziecię:



I jeszcze taka, przy której zawsze się wzruszam:




22 grudnia 2023

60. Bo to Boże Narodzenie...

 Trudno mi było znaleźć dobre słowa na czas, jaki nastał i nie mówię o Bożym Narodzeniu. Staram się wyciszyć, także farmakologicznie. 
Cokolwiek się dzieje (a dzieje się źle), Jezus i tak się narodzi. 
Bóg się rodzi, a oni niech truchleją.
Bo to Boże Narodzenie, a nie "zimowe święta".

"Przy wigilijnym stole
Łamiąc opłatek święty, 
Pomnijcie, że dzień ten radosny
W miłości jest poczęty.

Że, jako mówi wam wszystkim
Dawne, odwieczne orędzie,
Z pierwszą na niebie gwiazdą
Bóg w waszym domu zasiędzie.

Sercem Go przyjąć gorącym, 
Na ścieżaj otworzyć wrota - 
Oto, co czynić Wam każe
Miłość, największa cnota.

A twórczych pozbawił się ogni,
Sromotnie zamknąwszy swe wnętrze, 
Kto z bratem żyje w niezgodzie,
Depcząc orędzie najświętsze.

Wzajemne przebaczyć winy, 
Koniec położyć usterce,
A z walki wyjdzie zwycięsko
Walczące Narodu serce.
(Jan Kasprowicz)

Ach, gdybyśmy wszyscy chcieli zrozumieć te słowa...
Tego więc życzę: nie deptać najświętszego orędzia, przebaczyć winy, położyć kres sporom i pozwolić, żeby narodziło się między nami Boże Dziecię.
Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia:)


10 grudnia 2023

59. Przedświątecznie... plus dopisek:)

 Nie czuję się dobrze. Moje wyniki nie są rewelacyjne, ale nie są też tragiczne. Święta nadchodzą, ale ja niczego nie muszę robić. Ktoś posprząta, ktoś ugotuje, ktoś zrobi zakupy... 
Bardzo chcę pójść na Roraty. Wprawdzie u nas w kościele zimno, jak cho...,  jak ho, ho, ho, ale to nie jest wielki problem, Roraty nie trwają długo. Niestety. Piąta rano (Roraty rozpoczynają się o szóstej) to nie jest pora o której zrywam się z pieśnią na ustach... Chociaż wstać to też jeszcze niewielki problem, bo ja naprawdę mogę wrócić z kościoła, wskoczyć do łóżka/pod koc i "dospać" ze dwie godziny, a później wypić pyszną kawkę. I co z tego, jak do kościoła mam daleko i pod wysoką górkę? Powoli bym sobie doczłapała, ale górka odpada. Jest stroma. Budowali osiedle, ale górek nie zlikwidowali... Teraz się już nie da, trzeba by bloki rozebrać. A autobus tak jeździ, że górkę omija i w ogóle skręca w lewo, kiedy kościół jest na prawo. (Jakoś tak wyszło niemal symbolicznie, Kościół (dobrze, kościół) na prawo, udogodnienia światowe w postaci autobusu na lewo. Hmmm:) W każdym razie nie dojdę. Nie ma opcji. MMŻ (Mężczyzna Mojego Życia, czyli zwyczajny, nudny ślubny sakramentalnie małżonek, za to po kryzysie, z tym, że już jakiś czas po) powiedział, że jestem za słaba, mam złe wyniki i on mnie nie podwiezie. Ech...
Ale za to dekorację świąteczną już mam. Nawet choinkę. I lampki. Lampki tak naprawdę mam cały rok (z wyjątkiem tych przy szopce:) One na mnie dobrze działają, humor mi się poprawia, kiedy się świecą i w chłodny czerwcowy wieczór też ja zapalam;)
Prezenty już mam. U nas urodziny, imieniny, Dni (Matki, Ojca, Dziecka) obchodzimy albo niematerialnie (teatr, kino, restauracja, wszystko na raz) albo symbolicznie (bukiet kwiatów, kosmetyk) a Mikołajki to już wyłącznie słodycze i to w symbolicznych ilościach. Ale na Boże Narodzenie dostaję małpiego rozumu. Musi być dużo prezentów i dobrych prezentów. Nijak na mnie nie działają te argumenty, jakie działają przez cały rok bez trudu, ba - jakie sama wyznaję. Przychodzi Boże Narodzenie - wszystkie rozsądne myśli idą na dłuuuugi spacer. Boże, jak ja kocham obdarowywać bliskich... Na szczęście mam kogo. I wykorzystuję to, że mam do imentu. Jezus się rodzi, spełniają się nasze marzenia o Jego przyjściu, niech te materialne też się spełnią:)
Ten mój mąż to naprawdę spersonifikowany wzorzec z Sevres. Na moje utyskiwania, że nic nie robię, odparł: "Ty się ciesz, że możesz sobie spokojnie odpoczywać". (No, dobrze, wyżywam się w nakryciu do stołu i podania obiadu pod nos domownikom. Oraz parzę dobrą herbatę w ładnych filiżankach i też podaję pod nos. Ale, umówmy się, nie jest to orka na ugorze. A ja i tak jestem słaba, zmęczona i senna.)

Kochane Trolle, bardzo się cieszę, iż tak mocno przejmujecie się moim zdrowiem:) Co prawda, nie tym, co trzeba, ale zawsze. Opanujcie jednak swoje rozpisanie. I tak nie czytam, a tylko muszę kasować. 30 komentarzy, a do opublikowania nadaje się kilka:)