02 kwietnia 2024

66 - Garść chaotycznych myśli

Tuż przed  Świętami okazało się, że  młoda osoba z naszej rodziny ma paskudną chorobę. Wpadłam w dół. Zresztą mnie wiele nie trzeba. O składaniu życzeń jakoś nie pomyślałam, w ogóle nie było mi do życzeń, nawet nie bardzo odpowiadałam na te, które mnie składano.
Trochę się uspokoiłam w kościele, po święceniu pokarmów. Ale Panu Jezusowi leżącemu w grobie się oberwało ode mnie. 
Jego miłość jednak, o której tak ładnie pisze Aisab, jest z nami zawsze, w każdym momencie. Proboszcz w przerwie między święceniami poszedł z nami do zakrystii i okazało się, że cudem (ktoś zrezygnował) dzisiaj o 6.00 nie ma intencji mszalnej. Dodam tylko, że zaraz po Mszy, bo o 9.00 przyjęto naszą bliską osobę (przepraszam, proszono mnie, żebym nie mówiła ani o kogo, ani o co chodzi, więc tak piszę, jak mogę) do szpitala, a ok. 14.00 już wiedzieliśmy, że nie jest aż tak źle, jak myśleliśmy... Nadal jest paskudztwo, ale nie do końca tam, gdzie wskazywały pierwsze badania, co daje o wiele większą szansę na wyleczenie, bo łatwiej przeprowadzić operację/zabieg/leczenie (tego jeszcze nie wiemy) i na innym narządzie paskudztwo jest mniej niebezpieczne.
Ale to wiemy od niedawna, a Święta mieliśmy smutniejsze, choć dobre. Jak się zbierze cała rodzina, to łatwiej. I popłakać sobie i pośmiać się zawsze lepiej razem. Nawet chora osoba poczuła się lepiej.
Mnie z tego stresu wszystko siadło (bo przecież wielki trzynasty zadbał, żeby nam ciśnienie za bardzo nie spadło, a do tego i ta choroba), nie poszłam na Liturgię Paschalną, ani na Rezurekcje. Nie miałam siły. Poszłam na zwykłą Mszę o dziewiątej i znowu okazało się, że Pan Bóg czuwa, bo kazanie podniosło mnie trochę na duchu.
Dziś mam dobry dzień w związku z dobrymi wieściami, pewnie Jan Paweł Wielki miał z tym coś wspólnego;)
Pamiętam każdy moment od piątku w południe (w 2005 roku mieliśmy net, ale mnie mało interesował, byłam przywiązana do telewizora jeszcze, a że generalnie telewizor był u nas więcej wyłączony, niż włączony, to przegapiłam informację w czwartek. Dopiero w piątek. Szłam do pracy później i przed południem zdążyłam się dowiedzieć. Wróciłam z pracy i już nie przestałam warować przy telewizorze aż do soboty, do 21.37
Wiem, jak to brzmi, ale wtedy głównie oglądałam TVN. (Ha, ha, ha). I pamiętam, że zachowali się naprawdę profesjonalnie, bo pokazywali, jak ludzie modlą się na całym świecie. Nagle pojawiła się czarno-biała transmisja z Placu Św. Piotra i napis: "Jan Paweł II nie żyje". A później to pamiętam sąsiadkę ze strzykawką, pytającą troskliwie, czy wiem, gdzie jestem i co się stało. Piękne, wzruszające słowa apb. Leonarda Sandriego o tym, że o godzinie 21.37 nasz Ojciec Święty powrócił do Domu Ojca znam tylko z powtórek i Internetu.
Trochę minęło, zanim się ogarnęłam, ale aż do beatyfikacji nie mogłam słuchać, ani śpiewać "Barki", zdarzało mi się wyjść z kościoła na czas śpiewania tej pieśni. W 2008 roku byliśmy w Wadowicach i też nie dałam rady zwiedzić Muzeum, a w Bazylice też mogłam tylko płakać.
Ja wiedziałam, że On żyje, że jest blisko, że pomaga i już nie cierpi (co było bardzo ważne), ale jak prawie całe moje ówczesne życie przebiegło w cieniu Jego pontyfikatu - to się nie dało nie tęsknić i nie płakać.
Beatyfikacja (nawet bardziej, niż kanonizacja) pokazała mi "palcem": "patrz, niedowiarku, On żyje z Bogiem i czuwa nad Polską". Pomogło. Już "Barka" przechodziła przez usta.
O tych, którzy próbują Go oczerniać - nawet nie myślę. Nie warto. Czasem się za nich modlę. Tyle mogę.

Święty Janie Pawle Wielki, módl się za swoją i naszą ukochaną Ojczyzną. (Nie mógłbyś jakoś mocniej?:)





30 komentarzy:

  1. Hołd górali to faktycznie do dziś dławi w gardle. Bo co my tam mogłyśmy rozumieć w 1979 roku? Że się lalce głowa urwała. A 2-gi kwietnia 05 r to taki dzień, że każdy powie, co wtedy robił i gdzie był. Tak jak w Stanach każdy wie, gdzie był 11.IX.2001 r. a my wiemy jako Polacy, co robiliśmy też 5 lat póxniej, 10 .4.10. Ale sądze, że każdy człowiek, nie tylko Polak i nie tylko katolik wie, co robił w dniu śmierci papieża. I pamiętam, jak Ty to przeżywałaś. Jakbyś faktycznie straciła najbliższą osobę. Faktem jest, że On się wydawał wieczny, ja się nawet nie przejęłam tym, że stracił mowę, że wyraźnie nie był w formie w Wielkanoc. Przecież Jemu nic się nie może stać.
    Z Waszą bliską czy bliskim będzie dobrze, skoro wiadomo, co to za świństwo i jak je leczyć to już zdecydowanie 3/4 sukcesu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się nie przejęłam, w sensie, że Ojciec Święty może umrzeć. Przejęłam się, bo wiedziałam, że cierpi. Nie zapomnę do śmierci tego wielkopiątkowego przytulenia krzyża. Taki gest, który znaczy więcej, niż tysiąc słów.
      Ja straciłam jedną z najbliższych Osób, a wiesz, jak ja reaguję na takie straty. Źle było.
      Już wiemy jeszcze więcej. Lekarze najpierw podejmą leczenie nieinwazyjne. Jeśli nic nie drgnie w ciągu plus minus tygodnia, to zrobią coś, co oni nazywają zabiegiem, a ja - operacją. Ale opiekę ma tam bardzo dobrą, lekarze się bardzo przejmują. I właściwie nie mówią, że coś może pójść źle. W sensie: mówią, na zasadzie, że zawsze może pójść coś źle, nawet przy wyrwaniu zęba, ale są dobrej myśli, dają bardzo duże szanse na wyleczenie.
      Cóż, są szpitale i szpitale, lekarze i lekarze. Pamiętam, jak Dziecku zasugerowano, że ma objawy raka żołądka. Wypchnęłam ją do dobrego internisty i okazało się, że ma nadkwasotę... Pamiętasz, prawda? Tu było coś podobnego. W przychodni przyszpitalnej jednego szpitala było bardzo źle, a w drugim szpitalu jest dużo lepiej.

      Usuń
    2. A że są szpitale i szpitale to święta prawda. Ale zainteresowało mnie to, co napisałaś pod komentarzem Hanny - o tym młoteczku. Dlaczego to robił Kamerling? Ktoś go wyznaczył?

      Usuń
    3. Kamerling to tytuł. Po śmierci papieża w Watykanie następuje reset. Wszyscy tracą swoje tytuły i, nazwijmy to, miejsca pracy. Aż do czasu wyboru nowego papieża, wszystkim rządzi i o wszystkim decyduje kardynał kamerling, który w związku z tym nie może być wybrany na kolejnego papieża. Kto jest kamerlingiem wie tylko papież i sam kamerling. Wszyscy inni dowiadują się o tym po śmierci ojca św. (Podobno każdy papież wybiera też osobę, która ogłosi jego śmierć, to może, ale nie musi być kamerling, w przypadku Jana Pawła Wielkiego nie był, ale nie wiem, czy to prawda, słyszałam tylko taką opinię). Wyznaczając kamerlinga papież ma oczywiście świadomość, kto go po śmierci uderzy młoteczkiem, ale wie też, że wtedy nie zrobi to na nim wrażenia. Wie też, że na kardynale kamerlingu wywrze to, dla odmiany, ogromne wrażenie:)

      Usuń
    4. No to błysnęłam... Ale już się trochę dokształciłam. Na razie jednak (ja już wczoraj oglądałam ks. Wachowiaka) "po problemie".

      Usuń
    5. Przynajmniej po śmierci Franciszka. Mam nadzieję, że z następcą będą problemy - bo nie wolno w ogóle lekceważyć tradycji.

      Usuń
  2. Piękne wspomnienie o JPII, Fleur.
    Ja pamiętam,że 2 kwietnia 2005r spotkałyśmy się z koleżanką na Starówce po południu. Na Starówce jest dużo kościołów i ludzie zaczęli się gromadzić na modlitwie, lotem błyskawicy rozeszła się wieść,że z Papieżem jest źle.Weszłyśmy do kościoła się pomodlić, ale nie pamiętam dokładnie do którego, albo św.Anny albo do Matki Bożej Łaskawej u Jezuitów.Gdy wróciłam wieczorem do domu wkrótce ukazał się ten pasek z wiadomością o śmierci (my też oglądaliśmy TVN!)
    Wiadomość o chorobie młodej osoby to wielkie strapienie, naprawdę ścina z nóg całą rodzinę i trudno znaleźć słowa pocieszenia duchowego, żeby nie brzmiały banalnie, trzeba wspierać Młodą, żeby się nie załamywała,żeby nie traciła nadziei.
    Ale nie ma innej drogi jak walczyć z choróbskiem wszelkimi dostępnymi środkami i zawierzać się Bogu. Ludzkość nie wymyśliła nic lepszego. Mocno współczuję i przytulam Cię Kochana, wielka próba przed Wami ❤️️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fleur, czy nie było na zielono? Ta czerwień daje po oczach;)

      Usuń
    2. Bo tamten TVN był jakiś inny... Miał ludzką twarz. Pamiętam, że kogoś posłali do Watykanu, teraz nie przypomnę sobie nazwiska pana, z którym rozmawiali (nie wiem, kto tam był, wydaje mi się, że Bogdan Rymanowski, ale nie wiem nawet na 10 procent, wszystko mi się "zamazało"). W każdym razie pamiętam, że rozmawiał z jakimś watykanistą, ale też nazwisko mi uleciało, który. Ten pan tłumaczył, że jakaś brama jest otwarta, a to znak, że Ojciec Św. żyje, to była sobota rano. Później powtórzono słynne słowa: "Szukałem was..." i mniej słynne: "Jestem spokojny, wy też bądźcie (...) Dziewicy Maryi zawierzam wszystko z ufnością". Wiem, że w studio w Warszawie był jakiś młody zakonnik, który komentował każde doniesienie, on tam chyba całą sobotę i niedzielę siedział. Pamiętam, że już było wiadomo, iż Jan Paweł II nie żyje, już to abp Sandri powiedział całemu światu, ale w niedzielę, kardynał kamerling, to był chyba kardynał Somalo (?) oficjalnie stwierdził śmierć: wielowiekowa tradycja nakazuje uderzyć trzykrotnie srebrnym młoteczkiem w czoło zmarłego i też trzykrotnie zawołać jego chrzestne imię, czyli: "Karolu, Karolu, Karolu". (Jeśli tylko na takiej podstawie przez wieki stwierdzano śmierć papieża, to... Ale tradycja jest piękna i trzeba ją kontynuować, zwłaszcza, że teraz nie grozi pomyłka). Pamiętam niesionego na marach Ojca Świętego i litanię do Wszystkich Świętych (wściekałam się, że śpiewają po włosku, nie po łacinie, chociaż różnica jest dokładnie jednoliterowa).
      Wygląda na to, że nie będzie aż tak źle, jak się wydawało. Chociaż stres jest nadal bardzo duży, to jednak widomo najgorszego już nas tak mocno nie straszy:) Jak mówię, są lekarze i lekarze, szpitale i szpitale...

      Usuń
    3. Była ta czerwień, a później zieleń. Jak rozumiem, mam zmienić?:) Zmienię:)

      Usuń
    4. O tak, lepiej z tym tłem;)
      Zawsze trzeba zasięgnąć opinii kilku lekarzy, cieszę się, że możecie trochę odetchnąć.
      Nie wiedziałam o tym srebrnym młoteczku, chyba się nigdy nie pomylili.

      Usuń
    5. Mam nadzieję, bo chyba tymi młoteczkami stukali po jakimś czasie. Jan Paweł Wielki zmarł o 21.37 w sobotę, kardynał kamerling przyszedł z tym młoteczkiem jakieś dwanaście godzin później, jest szansa:) Też zakładam, że się nie pomylili, pewnie przecież robili coś jeszcze nieoficjalnie, nie wiem, lusterko przykładali do ust, nasłuchiwali bicia serca czy polewali gorącym woskiem... To wszystko oczywiście mogło być zawodne, ale ja pozwoliłam sobie po prostu na maleńki przekąsik pozostając z szacunkiem dla tradycji). Zresztą, papieży balsamowano, więc po zabawie, czy kamerling się pomylił, czy nie - żywcem nie pochowali:) Szczerze mówiąc, trzy uderzenia młoteczkiem mogłyby nie wystarczyć, żeby mnie obudzić, gdybym mocno spała:) Chociaż, kto wie, z jaką siłą uderzają tym młoteczkiem. Teraz pewnie symbolicznie, dawniej chyba uderzali mocniej z przyczyn oczywistych.
      Jeśli chodzi o tło - do usług:) Ja lubię zmieniać:)

      Usuń
    6. Gdzieś kiedyś czytałam, że najpewniejszy sposób to nakłuć szpikulcem mały palec u nogi na pograniczu paznokcia.Ojej ale znalazłyśmy temat:)

      Usuń
    7. A tak, też to gdzieś czytałam. Temat, jak temat, czasy niewesołe...:)

      Usuń
  3. Pan ojciec był w 1979 w Warszawie a to wcale nie było wtedy takie proste podobno. Państwo rodzice brali ślub w 1979, w sierpniu, a w czerwcu pan ojciec się zerwał, póxniej na poślubną podróz nie miał urlopu bo miał strasznego komucha za szefa xd. Ale mówi do tej pory w święta już też zdążył, że to było COŚ. Też przeżył jego śmierć. Jak wszyscy. Ja pamietam, że byłem w pracy w czwartek na drugą zmianę w zakładzie i z radia się dowiedzielismy, że Papież jest w ciężkim stanie. A później się dokleiliśmy do radia, telewizorów, kto miał to do netu. Pani matka nie wychodziła z kościoła, pamiętam, że byliśmy na białym marszu, no i pamiętam pogrzeb bo tego się nie da zapomnieć. niezalogowany W na postoju

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie byłam, bo A. wyjechał na cały tydzień (za to był w Wadowicach, był w Bazylice, zapalił świecę) a Dziecko miało wtedy cztery lata, była za mała, żeby ją zabrać. Zresztą ja chyba nie miałam wtedy siły, żeby jechać.
      W 1979 roku, zdecydowanie byłam za mała, żeby wiedzieć, co się dzieje, ale, o dziwo, pamiętam śmierć Pawła VI i Jana Pawła I. Rozdzwoniły się dzwony, mama mi powiedziała, co się stało i poleciła modlitwę za Pawła VI. Pamiętam, że się bardzo modliłam, bo tak się złożyło, że latem 1978 r. byłam po raz pierwszy na pogrzebie i bardzo się tym przejęłam, choć był to pogrzeb osoby obcej. I pamiętam, że miesiąc później znowu dzwoniły dzwony i pytałam rodziców, co się stało, przecież niemożliwe, żeby umarł znowu Ojciec Św. A jednak... Mama mi powiedziała, że Jan Paweł I chciał przyjechać do Polski (nie wiem, czy to prawda, wtedy było, jak było) i dodała, pamiętam, jak dziś: "pomódl się, żeby wybrano takiego Ojca Św., który przyjedzie do Polski". No i "wymodliłam":) Ale zaczęłam coś rozumieć dopiero podczas Jego II pielgrzymki do Polski, po stanie wojennym.

      Usuń
    2. Pogrzeby się pamięta, moja babcia zmarła jak miałem 5 lat i pamiętam każdą chwile pogrzebu do tej pory. Mnie wtedy na świecie nie było ale państow rodzice często powtarzali jak niesamowite było to wszystko. podobno kiedy Jan Paweł I wybrał to imię, pytano czemu Jan Paweł 1 a nie poprostu Jan Paweł jak teraz Franciszek, a on odpowiedział, że to będzie krótki pontyfikat. Pami matka uważa, że od momentu śmierci papieża Polska zaczęła się staczać w dół, że on nas trzymał w pionie. Mnie to daje do myślenia, coś w tym jest. W zalogowany.

      Usuń
    3. Tak rzeczywiście było. Był to człowiek niezwykłej pokory. Mówił, że jeśli go wybiorą, nie zgodzi się na bycie papieżem, ale ostatecznie się zgodził. Przez ten miesiąc zdążył podjąć dwie decyzje odnośnie biskupów polskich. A pogrzeby zostają w pamięci, masz rację.

      Usuń
  4. Niech ludzie ( za podszeptem szatana) mówią sobie co chcą; Jego świętości już nie zaszkodzą, bo On święty świętością swego Mistrza;
    nasz św. J.P.II będąc teraz bliżej Boga nie zostawi naszej Ojczyzny na łasce i niełasce pyszałków; bo..."któż jak BÓG?"
    pozdrawiam serdecznie z podziękowaniem za pamięć modlitewną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie napisane, Basieńko. Jest świętym i żeby nie wiem jak pluli - już niczego nie osiągną. I dobrze. A modlitwę obiecuję cały czas i mam nadzieję, że jest lepiej. Mocno przytulam.

      Usuń
    2. Bóg zapłać dobry Człowieku za modlitwę :)
      staram się odwzajemnić tym samym;
      jest lepiej; mąż otoczony modlitwą wielu
      powolutku dochodzi do siebie;
      ale nadal w potrzebie opieki innych osób ;
      taki los...Odprzytulam się :)

      Usuń
    3. Bóg Ci zapłać, Basieńko. I nadal się módlmy:)

      Usuń
  5. Nigdy nie zapomnę tej daty. Przyjaciel męża brał ślub i mąż był świadkiem. Wprawdzie to był ślub cywilny, bo pani młoda nie mogła wziąć kościelnego, ale urzędniczka przyszła do restauracji, żeby nie było tak urzędowo i potem miało być "normalne" duże wesele. Ślub się odbył, ale później wszyscy mieliśmy tak zwarzone humory, że nawet młodzi nie zatańczyli pierwszego tańca. Orkiestra była, możliwość tańca też, ale nikt, dosłownie nikt nie miał na to ochoty. Jakiś toast, wódka nieruszona, trochę wina zeszło. A później, po śmierci Ojca Świetego, to już właściwie tylko telewizor oglądaliśmy. Płacz był powszechny i wielki, ale cud też był. Nie dość, że większość z nas wspomina to wesele... dobrze i miło nawet, to jeszcze w 2014 r. para mogła wziąć ślub kościelny i było następne, mniejsze, ale mega huczne wesele. I są do dziś szczęśliwym małżeństwem.
    Modlę się za Waszą bliską osobę, myślę, że będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co za historia! Ty mi chyba coś wspominałaś o tym ślubie, ale jakoś nie przedarło to się do mojej świadomości. Wdowa po wujku A. też brała wtedy ślub, ale oni, o ile wiem, odwołali wesele. W sumie to taki dzień, że nie wiadomo, co robić. Imieniny można sobie darować, ale śluby to inna historia. Znam też inną parę, młodzi ludzie, odwołali ślub i wesele, bo sami nie mieli ochoty się bawić, a chcieli jednak, żeby to był radosny dzień. Odczekali swoje, ale też są do dzisiaj razem i szczęśliwi.

      Usuń
    2. Faktycznie, nie wiadomo, co robić. Na huczniejsze wesele czeka się czasem dwa lata i nie sposób przewidzieć, co się może stać. Każdy zrobił dobrze, jeśli postąpił w zgodzie ze swoim sumieniem;)

      Usuń
    3. Ali, świetnie powiedziane!

      Usuń
  6. ja sie ciesze ze juz po swietach. jak zwykle bylo beznadziejnie. rozmowy o polityce, wszyscy sie zwalili mamie na glowe, mama juz nie bardzo ma sile na organizowanie sniadania i obiadu dla tylu osob, ja pomagam, tata pomaga troche tez, ale to za malo. w drugi dzien swiat mama przespala, ja i tata poszlismy do kosciola bo juz nie ma tego kretynskiego lania woda. pozniej telewizja i ksiazki.
    ja mialam 15 lat jak papiez umarl, chodzilam do gimnazjum. pamietam, ze juz w piatek zwolnili nas z ostatniej lekcji, poszlam z mama do kosciola, w sobote wieczorem tez byla dodatkowa msza i wtedy sie dowiedzialysmy, na mszy, straszne to bylo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to smutne. Wypadałoby teraz właśnie mamę zaprosić, ale różnie się układa. U nas zawsze rodzinnie, u siostry męża odkąd nie żyje mama, ale składkowo. (Ta składka to zawsze na czuja, bo siostra niczego nie chce, sama wszystko zrobi i czasem nam się potrawy dublują. Ale żurek mojego Dziecka schodzi szybko). U nas jest zakaz rozmów o polityce, chociaż poglądy mamy raczej zbliżone.
      Drugi kwietnia 200 5 roku to był straszny dzień.

      Usuń
  7. Ojej, ja też pamiętam każdą chwilkę z 2-go kwietnia. Pisałam wtedy licencjat i dodatkowo miałam egzamin poprawkowy. Zdałam ten egzamin i jak już wychodziłam z sali, to doktor u której zdawałam odebrała telefon i się dowiedziałyśmy, że stan Ojca Św. jest poważny. Potem też msze, marsze, różańce, byłam jak w amoku. No i pogrzeb. Ten Duch św. w postaci wiatru i ta księga, która zamknęła się akurat w chwili, w której trumnę przenoszono do katakumb. Niewiarygodne. Kejt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, tak... Plac Świętego Piotra był pełen Ducha Świętego pod postacią wiatru. Bo to na pewno nie był zwykły wiatr. Zwykły wiatr zamknąłby Ewangelię od razu, a On wertował jej strony przez całą uroczystość, jakby chcąc zwrócić uwagę (IMHO na to, jak bliskie Ewangelii było życie i posługiwanie Ojca Świętego) i zamknął wtedy, kiedy uroczystość (a wraz z nią obecność cielesna Jana Pawła Wielkiego) zakończyła się.

      Usuń