Najpierw trochę wkurzyło. Mąż dostał zaproszenie na premierę jakiegoś filmu, pokaz, dyskusja, bankiet, bez biletów, tylko na zaproszenia. Ponieważ ja nie bardzo się nadaję, żeby jechać do stolicy, Dziecko się zdecydowało. I, jak każda, kobieta - nie ma się w co ubrać.
"Nie mam złudzeń co do polskiej kinematografii" - powiedziała stanowczo. - "Ale na tym bankiecie muszę jakoś wyglądać".
Udało mi się ją przekonać, że ma się w co ubrać (dwa wesela były w rodzinie i dwa sylwestry w ciągu niecałych dwóch lat, a pomniejszych imprez nie zliczę), ale butów nie ma. I wyciągnęło mnie Dziecko na zakup butów. "Słuchaj, pojedziemy taksówką, ty sobie tylko usiądziesz w sklepie, ja poprzymierzam, doradzisz mi i pójdziemy na kawę, ja stawiam".
Uznałam, że tyle mogę.
Taaaa...
"Do tego zestawu najlepsze będą te" - pokazałam.
"Ja potrzebuję butów uniwersalnych" - oświadczyło Dziecko.
"Nie ma takich" - sprowadziłam ją chyba do parteru. Moje Dziecko baaaardzo nie lubi kupować butów, wszystkie, odkąd zdała maturę kupuję jej ja w necie. Dobrze, że ma szczupłą, wymiarową stopę. Właściwie to byłam zdziwiona, że chce sobie nagle sama kupować buty, ale uznałam, że dorosła.
Taaaa....
W końcu wybrałyśmy w miarę uniwersalne. Czarne, zamszowe, o ciekawym kroju i wysokim, ale grubszym obcasie. Dziecko przymierzało szpilki (o tym samym kroju), ale stwierdziło, że jeśli ma się nie przewracać, to woli takie. Słusznie. Ja kochałam szpilki, biegałam w szpilkach, a teraz, szkoda gadać. Dzisiaj sama sobie nie wierzę, że goniłam w szpilkach autobus, szybkim krokiem szłam do pracy przez park 2 kilometry, biegałam po schodach w szkole, a po balu gimnazjalnym jednej z moich wychowawczych klas, moje kochane, czerwone szpilki były do wyrzucenia.
Dziś z tego wszystkiego uprawiam jeszcze taniec. Ale nie na szpilkach.
Poszłyśmy na kawę, później do drogerii, bo a to kończy się kolorówka ("wiesz, ja już chyba wykańczam twój tusz, bo mój się skończył dawniej". Ano owszem, wiem.), a to ja postanowiłam wypróbować nowy krem pod oczy, a to jak już jesteśmy, to perfumy... Owszem, za buty zapłaciło Dziecko. Za buty.
Postanowiłyśmy zjeść jeszcze jakiś obiad, bo akurat w tej galerii jest świetna restauracyjka i wtedy dopadła mnie współczesność i elektronika.
"Coś dziwnie pieniądze z karty schodzą" - poinformował mnie mąż.
"A co w tym dziwnego? No schodzą, przecież nie sfruwają. Dostajesz SMS-a, że schodzi, wszystko się zgadza, nic nie zeszło podwójnie".
"A miałem nadzieję..."
"Chce się wieść światowe życie, to tak się ma. Dobrze, że zadzwoniłeś, jeszcze krawat ci kupię".
(Żebyście wiedzieli, co ja z nim mam. On zawsze wszystko ma. Absolutnie niczego nie potrzebuje. Tylko potem, jak nagle trzeba się ubrać bardziej elegancko słyszę pokorne: "czy ta koszula się nadaje, kochanie? Jak myślisz?" Zwykle myślę, że nie i ruchem prestidigitatora wyciągam nową koszulę z... różnych miejsc, przyznam. Próbował protestować, ale nie słuchałam).
Borze liściasty, jaka ja zmęczona wróciłam. Nie dość, że wydałam pieniądze, to jeszcze omal nie padłam.
A podobno zakupy sprawiają kobietom przyjemność.
To ja nie wiem, z jaką płcią mam się identyfikować, ale wyłącznie w kwestii zakupów:)
Ty Przynajmniej biegałaś i tańczyłaś. I nadal tańczysz, biegać nie musisz. Jestem rasową babą, bo lubię zakupy ale wolę je robić przez internet. Za to jak przywiozą paczki, jestem przeszczęśliwa. Serio nic Ci tam nie sprawiło przyjemności? Przecież ty jesteś szalenie kobieca.
OdpowiedzUsuńAli, ja nie napisałam, że nic mi nie sprawiło przyjemności:) Wyprawa z T. to dla mnie zawsze przyjemność (dlatego się zgodziłam, choć nie czuję się dobrze - normalnie, Wielka Noc się zbliża), wspólna kawa, rozmowy, świadomość, że ta urocza, młoda kobieta to moje dziecko - to wszystko jest mega przyjemne. Ale zakupy mnie męczą. I owszem, jestem zadowolona, że kupiłam te rzeczy, ale właśnie - zadowolona. Do ekstazy mi daleko:) Zmęczyłam się nieludzko. Zakupy, które mi ktoś przyniesie pod nos, to, oczywiście, inna bajka, ale moje dziecko preferuje łażenie po sklepach. Na następne umówiła się z kumpelkami z poprzedniej uczelni. Uffff:) (To znaczy, one się umówiły na obiad i kawę, ale to się zwykle kończy zakupami w Empiku w najlepszym wypadku:)
UsuńPS. Jak tam bazyli, zdążymy przed Wielkanocą z jakąś kawą?
OdpowiedzUsuńDziś przeszedł samego siebie, piana stała. (Wywaliłam szklankę, to wiem:) Pewnie, że się spotkamy, najwyżej dostaniesz kawę bez pianki:)
UsuńSą większe nieszczęścia niż nie spienione mleko. Jutro przyniosą moje zakupy, albo część jutro, część pojutrze. Będzie fajnie xd.
UsuńPewnie, że są:) I jak tam zakupy?
UsuńBoskie :) Pierwszy raz zdecydowałam się na zakup perfum po opisie, nie byłam przekonana, raczej pewna byłam, że mi się nie spodobają, a są świetne. I dziękuję za polecenie książek. Wiem, że Ty nie bardzo, ale mnie się bardzo podobają, to znaczy połowa I tomu mi się podoba:) I buty doszły takie jak trzeba - ludziom się ciągle wydaje, że ja eleganckich butów mieć nie muszę. A muszę. Za to nie muszą być jakieś mega wygodne:) Jutro jeszcze przyjdzie bluzka, apaszka i torebka. I na tym koniec, ale bardzo się cieszę:)
UsuńWiesz, to jednak kretyńskie podejście, że Ty nie potrzebujesz eleganckich butów:) Jak jakaś kobieta nie lubi, to nie, ma prawo, ale większość z nas lubi buty ładne i eleganckie.
UsuńNo, to pewnie jesteś na niezłym, zakupowym "haju":)
Te książki są bardzo dobre, tylko mnie jeden z autorów wkurzył:) Drugiego nie znam. Akcja "kryminalna" jest tam słaba, najdalej w połowie książki wiesz, kto zamordował, ale ta znajomość realiów młodopolskiego Krakowa - bomba. I język ładny, literacki.
Ongiś to ja lubiłam łazić po sklepach i...szukać okazji cenowych;
OdpowiedzUsuńjaka to była radość gdy udało się coś upolować :)
buty przez internet nie kupię, bo muszę "spasować";
a i tak czasami nie da się w nich chodzić;
szpilkami to mnie siostra uszczęśliwia na siłę i...leżą w kącie;
przecież teraz bardziej potrzebna byłaby mi laseczka a nie szpilki :)
właśnie dostałam paczkę z ciuchami, dostarczył kurier
[miał być Paweł, a była chyba Pawłowa :)]';
zawartości paczki jeszcze nie sprawdziłam; boję się otwierać;
a nuż/widelec wyskoczy jakiś dżin...i popsuje mi humor?
Oj, ja to pamiętam:) Mama brała wolne, żeby cokolwiek upolować, umawiały się z moją mamą chrzestną i polowały. A to kurtka dla taty, a to obrus, a to rajtuzy dla mnie. Przed Centralem i Uniwersalem stały autokary:) Mama męża opowiadała, że jeździła na wycieczki po cokolwiek. Ponieważ tak było, była cała turystyka na naszą włókienniczą wiochę, to i mieszkanki musiały brać wolne, bo jak wyszły z pracy, to wszystko też wyszło ze sklepów:)
UsuńI wtedy to była radość, jak ja się cieszyłam, kiedy mi rodzice kupili takie "dorosłe" buty, na obcasiku i z paskiem (a byłam w podstawówce). Jakoś teraz tej radości nie umiem w sobie znaleźć. Wszystko jest, wszystko można kupić, to się chyba inaczej odbiera. Moje Dziecko jest wymiarowe bardzo. 38 właściwie w każdym sklepie, internetowych też. Ja mam jeden ulubiony internetowy sklep, gdzie się najczęściej obkupuję, bo przez to, że "mam czym oddychać", to nie jestem taka wymiarowa, jak moja córka. Ja szpilki włożę. I nawet w nich pochodzę. Ale czuję, że to już nie to. Masę szpilek oddałam siostrzenicom, one też mają 37. Moja jest wyższa, więc ma większy rozmiar, ale też może kupować w necie. Tylko butów nie lubi, chyba, że wczoraj polubiła. Ja się wczoraj tak zmęczyłam, że żadna laseczka - marzyłam o balkoniku:)
No tak, z tymi płeciami to jest problem. Ja zdecydowanie zrezygnowałam z zakupów. Jestem jak Twój mąż - wszystko mam, niczego mi nie trzeba. :) Podarły mi się podkolanówki, po jednej od pary. To założyłam te całe - jasną na prawą nogę, ciemną na lewą. Kto powiedział, że skarpetki muszą być jednakowe ?
OdpowiedzUsuńNikt. Jeśli chodzi o skarpetki, to mam swoją teorię: w każdej parze jest osobnik silniejszy, który pożera tego słabszego i dlatego najczęściej mamy po jednej skarpetce z każdej pary.
UsuńŚp. Maria Kaczyńska opowiadała kiedyś, że Lech Kaczyński miał w niedzielę rano jakieś wykłady na studiach zaocznych i umówili się pod kościołem na Mszę o 13.00. Ona czeka, on idzie, jest już tuż tuż i nagle okazuje się, że pan profesor ma dwa inne buty. Oba w tym samym kolorze chyba na szczęście. Mojego męża przyuczyłam poprzez postawienie w garderobie jego butów w pudełkach z opisem. Bo on czasem wstaje o piątej, szóstej - nie ma bata, żebym wstała razem z nim. Ale on buty ogarnie, skarpetki też, ale koszule czy krawaty go przerastają:) Wszystko ma. Tylko, że nie. "Nie, nie kupuj mi koszuli, jak wszystkie mam, dużo mam". A później: "miałem taką koszulę...". Gubi nierozpakowane koszule i ja je chowam a to w swojej szafie, a to w kanapie, a to w górnych szafkach, bo jak mu dam do ręki, to zgubi. I później: "ta koszula jest dobra, prawda?". No nie, nie jest. Jedzie na rozmowy ważne, może zawrzeć fajną umowę i próbuje włożyć koszulę, owszem czystą i wyprasowaną, ale z lekko postrzępionym kołnierzykiem. "Dobra jeszcze, nie?" "NIE". A do tego uparty, jak stado mułów, jak już włoży, to cała afera. Nie chce zdjąć. Ale musi, ma na stanie zołzę;)
To ja już w ogóle nie jestem kobietą. Pojechaliśmy niedawno na Ptaka, obkupić dziewczyny. Miałam się rozjerzeć za sukienką i butami dla siebie. Jak już dziewczyny powybierały sobie co chcą a trwało to długo i w dodatku co chwilę trzeba było tłumaczyć że tego nie moga, a to za drogie, a tamto jeszcze mają całkiem dobre, to marzyłam już tylko o samochodzie. Nie do kupienia, ale do powrotu. Ty się zachowałaś zupełnie normalnie imo:) Kejt.
OdpowiedzUsuńO rany, "obkupianie" całej rodziny na Ptaku. Nigdy więcej. Łączę się w bólu, wszystko rozumiem, zamów sobie sukienkę i buty w necie:) Do tej pory pamiętam te wycieczki. Co innego po jedną sukienkę (kiedyś na imprezy tam się kupowało) czy koszulę, ale po kilka rzeczy - NIE!:)
UsuńTo nadal tak trochę jest. Pełno ludzi. Chyba lubią tak czas spędzać. Chciałam przymierzyć kieckę ale już miałam dość. Buty sobie kupiłam w CCC dzisiaj wracając z pracy. A sukienkę właśnie oglądam, ale chyba za droga. A do tego Młoda mnie wkurzyła. Jak zawwsze.
UsuńW też zawsze wszystko ma. Tylko jakoś na tym Ptaku połowa rzeczy była dla niego. Sweter mu się pobrudził i ja nie doprałam. Niech se sam dopiera, jak go jakimś smarem ubrudził, a to właściwie dżinsy by mu się jeszcze jedne przydały i jakieś sportowe buty i dres właściwie się do niczego nie nadaje... Tak wszystko ma. Będę robiła jak Ty - kupowała i chowała. Tylko nie wiem, gdzie. Ale będę. to dobry patent. Kejt.
W akcie desperacji jedną dałam na przechowanie Dziecku. Bo jak upchnęłam na strychu, to sama się długo zastanawiałam gdzie, a w dodatku "bez powodu" nie wolno mi chodzić po schodach. Na jakieś wyższe piętro to bym chyba wchodziła dość długo.
UsuńMoim zdaniem powinnaś sobie kupić sukienkę, pal licho, że droga. Nie zawsze i nie często, ale czasem trzeba się porozpieszczać czymś drogim:)
He, te chłopy to wszyscy tacy sami;)
OdpowiedzUsuńMojemu odkąd jesteśmy na emeryturze też nic nie potrzeba, chociaż wcześniej potrafił się sam obkupić, nawet gustownie. I też gdy wezmę jego kartę to pika każda transakcja, ale jak kupię mu smakołyki to przeboleje każdą kwotę;) I rownież zdarzało mi się kiedyś łazić po lesie na obcasach.
A styl młodych to insza para kaloszy, wygodni, kupują przez internet,
Ja tam wolę/lubię tradycyjnie iść do sklepu, poprzymierzać, pomacać materiał, w drogeriach powąchać, popsikać się nowościami... dlatego mój mąż nie lubi zakupów ze mną. Stoi mi za plecami i powtarza mantrę no chodźmy już.Wolę sama robić zakupy, jedyne co mnie męczy to ta kocia muzyka w sklepach.
Z Twoją płcią jest ok, a po kilku godzinach przebodźcowania kupiecko-komercyjnego masz prawo czuć się padnięta, Fleur;)
Ale temu mojemu szczęściu to do emerytury sporo brakuje. I on wszystko ma. "No przecież mi kupowałaś". No, tylko że on "gdzieś położył". Niedawno znalazł koszulę, którą mu kupiłam jeden rozmiar temu. Nie mógł przeboleć:) Dlatego nic nie mówię, kupuję i chowam:) W garderobie ma generalnie dobre rzeczy (pilnuję tego, bo inaczej...) ale jak nie uzupełnię na czas i nie powieszę wyprasowanej, albo dam mu do łapy - to nie ma. Przed weselem jednym i drugim zawlokłam go do krawca, żeby sobie uszył porządne garnitury na miarę, to było gadanie, że "on ma". A później wielka radość, bo to i materiał inny, niż w gotowcach i uszyte na niego (on jest trochę niewymiarowy, ma dość długie ręce, w klasycznych rozmiarach rękaw jest za krótki). A później drugie wesele i "od nowa Polska Ludowa". Na zakupy dla mnie czy dla Dziecka w życiu go nie wezmę, bo właśnie jest "no, chodźmy już stąd". Chociaż wczoraj miałam ochotę tak Dziecku pomarudzić, ale się ugryzłam w język. A na męża miałam sposób: "tak, kochanie, już idziemy, tylko mi kup te perfumy" (sukienkę, bluzkę, buty...). I płacił:) Za to w Internecie może kupować, tyle, że nie dla siebie (i dobrze). Ostatnio sam wpadł na to, żeby zmienić trochę wystrój salonu, a że ja lubię "meble z duszą" to buszujemy:)
UsuńNie zgadzam się z tym, że wszystkie chłopy są takie same co do zakupów;
Usuńmój wczoraj jak zobaczył kuriera z paczką z moimi ciuchami,
to zaraz zamówił też coś dla siebie...chyba zrobiło mu się żal;
że ja dostałam paczkę,a on nie; che...che...
Masz w domu cenny wyjątek od reguły:) Kompletnie nie wyobrażam sobie mojego męża w takiej sytuacji:) Nie, on nie byłby zdolny do zamówienia sobie ubrań przez Internet. Wszystko inne - tak:)
UsuńMój "Wyjątek" czeka niecierpliwie na termin operacji;
Usuńwięc zamówił sobie przez internet ciuchy niezbędne
do szpitala...
Wszystko napisałam w mailu. Kciuków nie potrzymam, ale się bardzo mocno pomodlę. Wierzę, że Maryja-Uzdrowienie chorych zajmie się Wami.
UsuńMój tata też zawsze wszystko miał. I to za komuny. Pamiętam, jak się mama denerwowała. "Wystała" mu jakiś sweter, dumna przynosi i słyszy, że przecież on ma swetry. Miał dwa, z czego jeden już naprawdę nadawał się do wyrzucenia. Pies go później zaanektował. Nie mam doświadczenia małżeńskiego, ale ogólnie to chyba z facetami tak bywa. A ten twój to całkiem fajnie wygląda, nie stresuj się, wstydu nie ma;)
OdpowiedzUsuńMój ojciec też miał wszystko, ale ogólnie był wdzięczny, jak mam coś mu kupiła:) Słuchaj, ja nie wiedziałam, że Ty psa miałaś. Jak to możliwe? (To, że nie wiedziałam?) Mam nadzieję, że mąż wygląda jako tako, bo to mnie trochę nerwów kosztuje;))
UsuńBo ja tego pieska miałam 6 lat, taki kundelek, sąsiadka wyjeżdżała zagranicę, nie chciała go brać i wylądował u nas. Miałam go na przełomie podstawówki i liceum, a myśmy się poznały na studiach:)
UsuńTo faktycznie wszystko tłumaczy:) Mam nadzieję, że masz jakieś zdjęcia futrzaka. Chętnie je zobaczę. My się ciągle wahamy, ale chyba wszyscy chcemy następnego jamniura. Tylko jeszcze trzeba ustalić, czy możemy się nim dobrze zająć i miejsce ewentualnego zakupu/"adopcji".
UsuńTrafiłaś z notką w nastrój Kejt ;) Wydaliśmy jakieś chore pieniądze na tym Ptaku a tym czasem dziewczynom jeszcze trzeba buty na lato. Młoda moze cały rok popylać w jakiś kowbojkach, no ale one też się rozwalają, a mlodsza ma lepszy gust i potrzebuje czegoś podobno pantofelków i sandałek ale to można kupić zza jakiś czas. Biedna Kejt nic nie dostała, bo już ją głowa od zakupów rozbolała. Nie dziwię się.
OdpowiedzUsuńApropo zwierząt, to mamy kota. Od kiedy to nie wiem, jakieś 3 tyg może. Taka, biedota z ulicy, bezdomny wywalony przez kogoś tak orzekł wet. I właśnie kota nam brakowało i wydatków u weta. Teraz mamy pełnię szczęscia. Co do płci od lat nie mam wątpliwości, że jesteś stuprocentową kobietą:)
Kowbojki są w modzie chyba od kilku lat i nie tylko nastolatki je lubią. W ogóle dziewczyny teoretycznie lubią obuwie sportowe, nawet latem. I te kowbojki też. Mnie się zawsze wydaje, że to strasznie męczy nogi, że się pocą, że są jakieś obtarcia. Ja wiem, że to nie jest tak, że one wkładają te buty w maju, a zdejmują w październiku, ale mimo wszystko. Na weselu już nie wiem, którym, widziałam dziewczynę, trochę starszą od mojej, w fajnej, krótkiej sukience i w jakichś martensach, czy glanach. Bawiła się świetnie, ale po paru godzinach miała naprawdę zmasakrowane stopy. Nie schodziła z parkietu, to fakt. Natomiast w mojej bańce (Dziecko i siostrzenice) grane są i od zawsze były bardziej klasyczne rozwiązania. Widzę, że Wasza Młodsza też idzie tą drogą:)
UsuńProszę o zdjęcia sierściucha. Pięknie, że go przygarnęliście:) U nas wszystkie koty mają domy, bezdomnych psów też nie spotykam. A szkoda:) Jakby się przybłąkał, rozwiązałby nasz dylemat: "bierzemy kolejnego psa, czy nie".
wiem ze sie powtarzam, ale ty przynajmniej zyjesz. ja juz nie moge sama wychodzic, a mame trudno wyciagnac gdzies poza spozywczakiem, ja sama tez z reszta nie lubie juz wychodzic, ale z drugiej strony czuje sie, jak ptak w klatce maja
OdpowiedzUsuńJa Cię rozumiem na pewno nie w stu procentach, ale bardziej, niż myślisz. Przytulam.
Usuń