08 czerwca 2022

29. "Laleczki skazańców" czyli nie rozumiem.

Książka Lindy Polman to  zapis (jak dla mnie dość chaotyczny) relacji kobiet zafascynowanych, zakochanych i związanych małżeńsko ze skazańcami z cel śmierci w teksańskim więzieniu. Dowiedziałam się z niej na przykład, że kara śmierci przez wstrzyknięcie trucizny absolutnie nie jest tak humanitarna, jak sądziłam. Od całkiem niedawna, po latach rozterek, zdecydowałam, że jednak jestem przeciwniczką kary śmierci. Jeszcze rok temu pisałam, absolutnie szczerze, że "pytanie, czy jestem zwolenniczką/przeciwniczką KS jest jednym z niewielu pytań, na które odpowiadam nie wiem". Teraz już wiem. Jednak jestem przeciw.
Czy jednak zdobyłabym się na wymianę listów ze skazańcem, o zaangażowaniu i ślubie nie mówiąc? Nie. To zupełnie inna bajka.
Przede wszystkim, choć większość skazanych uważa się, oczywiście, za skazanych niesłusznie. Siedzą niewinnie i niewinnie zostaną zabici, bo Teksas lubi kary śmierci.
Teksas może sobie lubić, co chce, niemniej w celi śmierci generalnie siedzi się nie za kradzież, choćby z włamaniem i nie za zabójstwo w afekcie. No właśnie.
(Choć jestem pewna, że Darlie Routier siedzi od 30 lat niewinnie w celi śmierci. Nie zostanie na niej wykonany wyrok, ale jej nie wypuszczą, bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. A należałoby się jej gigantyczne odszkodowanie. Tutaj szczegóły.)
W niewinność panów, których historie opisują ich żony, narzeczone, "kochanki" i "przyjaciółki" trudno mi uwierzyć. Oto zdanie z listu do Guikje, mężatki, "przyjaciółki" Hanka. List napisany przez małżeństwo pastorów, opiekujące się kilkunastoma skazańcami. Fragment króciutki, ale wymowny: "Droga Guikje, (...)Wiemy, że Hank uważa nas za swoich nowych rodziców, ale byłoby lepiej, gdyby nie
zamordował prawdziwych. Siedzi sam i ma mnóstwo czasu, żeby zastanowić się nad
swoimi grzechami, czasami widzi rzeczy, które nie istnieją. Cieszymy się, że ma teraz
Ciebie, żeby trochę zająć myśli, inaczej mógłby zwariować.
Pozdrowienia od profesora Rudolpha W. Harshbargera i jego żony."
Ale Hank siedzi "niewinnie", a Guikje rujnuje męża (sama pracuje na małą część etatu), pozbawia dzieci części wakacji i walczy o ponowny proces, choć, według teksańskiego prawa, wyczerpały się już wszystkie możliwości odwołania. Kartkuję tę książkę, bo nie mogę jej przeczytać, jest za ciężka, nie wiem w końcu, czy na Hanku zostaje wykonany wyrok. Chyba tak, książka dotyczy historii z przełomu wieków, a mamy już 2022 rok.
Hester, która poślubiła per procura Forresta (wyrok śmierci wykonano po 5 latach małżeństwa) była o 20 lat starsza od męża i tak motywowała swoją decyzję: 
"– O co ci chodziło w tym związku? – zapytałam, kiedy spotkałam ją
w Huntsville.
– Posłuchaj i spróbuj zrozumieć – odpowiedziała. – Przez całe swoje
pierwsze małżeństwo miałam blond włosy do połowy pleców. Pewnego
dnia ścięłam je na krótko i ufarbowałam na czerwono. Mąż nawet tego nie
zauważył.
Forrest widzi wszystko."
Cóż, dość często mi się zdarzają podobne sytuacje. Co prawda krótkie, czerwone włosy to nie mój styl, ale w czasie najgorszego lockdownu, zdołowana na maksa,  kiedy mąż był w trasie, a Dziecko w swoim pokoju, poszłam do łazienki i włosy do pasa z przedziałkiem skróciłam na takie ledwie za łopatki, po czym zafundowałam sobie grzywkę. Dziecko, która nie widziało mnie jakieś 1.5 godziny (miała wykłady) i mąż który mnie nie widział plus minus dobę - niczego nie zauważyli. Nie jest to dla mnie powód, żeby się rozwodzić i szukać męża w celi śmierci.
I jeszcze coś, co mnie dosłownie ścięło z nóg:
"– Chciałbym zabić dla ciebie – szepnął Hester niedawno.
Zachichotała.
– Dobrze, że cię znam, inaczej przestraszyłabym się, słysząc takie słowa
z ust osoby siedzącej w celi śmierci.
Kiedy przestali się śmiać – „zawsze dobrze się razem bawimy” –
przyznała, że od jego słów poczuła ciepło w podbrzuszu."
Czyż to nie czarujący żart(?). Doprawdy, Hester i Forrest bawili się wyśmienicie...
Poczuć ciepło w podbrzuszu po takich słowach, to duża rzecz. Bardzo. Dla mnie nieosiągalna.
Chociaż, trzeba Forrestowi przyznać, iż jako jeden z bardzo niewielu, przyznaje, że jest winny.

Osobną kwestią są jednak warunki w celach śmierci i podejście strażników do takich więźniów. Na przełomie wieków, według Lindy Polman, w Teksasie między orzeczeniem kary śmierci, a jej wykonaniem, mijało średnio ok.16 lat. Jest okrucieństwem trzymanie więźnia w klaustrofobicznej klatce, bez okna, bez spacerów, bez możliwości wyjścia nawet na korytarz, to nieludzkie. Skazaliście na karę śmierci? Wyczerpały się wszystkie możliwości odwoławcze? To wykonajcie wyrok, bo później są same problemy, włącznie z chorobami psychicznymi, z których trzeba więźnia wyleczyć, bo chorego nie potraktują śmiertelnym zastrzykiem. 
A biwaki wokół więzienia, na których są także małe dzieci, które Teksańczycy organizują w momencie wykonywania kary śmierci nie dają się komentować. Śmierć, każda, powinna być otoczona szacunkiem. Wiem, skazani nie dali tej łaski swoim ofiarom. Ale czy chcemy "równać" do nich?
Nie rozumiem...

PS. Nie umiem jej ocenić. Daję 4/10 za chaotycznie spisane historie, ale, jeśli ktoś lubi takie tematy, to może dać nawet 10/10


18 komentarzy:

  1. Mamy tą książkę, kupiłem kiedyś. Zawziąłem się znalazłem i nawet przepisze, bo mam w wersji papierowej: "Kroplą, która przelała czarę w Arizonie, było ogłoszenie znalezione
    w internecie przez panią Stardust Johnson. Ogłoszenie mordercy jej męża.
    Na swoim profilu zamieścił zdjęcie, na którym pieści kotka, i napisał: „I am
    looking for fun” – „Szukam zabawy”. „Nogi się pode mną ugięły. Leżałam
    zwinięta w kłębek jak płód, w martwej ciszy […]. Potem przez kilka godzin
    krzyczałam i płakałam”, opowiadała pani Johnson dziennikarzowi."
    Dla mnie pewnie wbrew temu co chciała osiągnąć autorka i jej rozmówczynie ta książką to kolejny dowód na to, że kara śmierci powinna być. W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tamten fragment też mi się wrył w pamięć. Jest przerażający. Dowodzi, że jednak w celi śmierci nie siedzi się za nic. To trudna książka, bardzo trudna. Niewyobrażalne, co przeżyła ta pani.

      Usuń
  2. Że też Ci się chce takie straszne książki czytać. Maja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam, raczej kartkowałam:) Ale tak, zajrzałam do niej i nie jeden raz włosy mi się dosłownie jeżyły na karku.

      Usuń
    2. Ale ja jestem ZA KARĄ ŚMIERCI. Maya

      Usuń
    3. A ja przeciw. Każda z nas ma prawo do swojego zdania.

      Usuń
  3. Mamy tę książkę, kiedyś ją przekartkowałam bo masz rację, trudno się ją czyta. Ten Hank, to pamiętam, że wykonano na nim karę śmierci. Generalnie to jest manifest przeciw karze śmierci ale chociaż ja też jestem przeciw to wydaje mi się, że ta książka za bardzo gloryfikuje skazanych. Zainteresowałam się wczoraj Darlie i jestem skłonna się zgodzić z podcasterką że ona akurat jest niewinna. Zresztą - jakieś trzydzieści lat bez wykonania wyroku to też o czymś świadczy. A jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze i pewnie faktycznie jest to kwestia odszkodowania. W akżdym razie jestem przeciw karze śmierci, ale nie podpisałabym się pod tezami Lindy Pulman.
    k

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie. Też uważam, że ta książka to manifest przeciw karze śmierci i w związku z tym marginalizuje dramaty rodzin ofiar. Darlie wydaje mi się niewinna, te dowody w postaci skarpetki z krwią znalezionej dość daleko od ich domu, kiedy niby i po co miałaby ją podrzucać? Gruby splot łańcuszka naprawdę mógł zatrzymać ostrze noża, a siniak miała ogromny. Jak miałaby sama go sobie zrobić? Strasznie mi jej żal. W ogóle nie wydaje się typem dzieciobójczyni.

      Usuń
    2. Zgadzam się że to nie typ dzieciobójczyni i moim zdaniem dowody były za słabe, żeby ją skazać na śmierć. Pewnie tej kary nie wykonają, ale do śmierci (może jeszcze 20-30 lat) tkwić w takiej celi to koszmar.
      K

      Usuń
    3. Masz świętą rację. Jeśli jest niewinna, a wiele na to wskazuje, to trudno sobie wyobrazić jej tragedię.

      Usuń
    4. Inna rzecz o której ciągle zapominam napisać, to taka, że podobnie jak Ty nie rozumiem tej "dobrej zabawy" i "ciepła w podbrzuszu" po takich słowach. Nie, no jeśli tłumacz nie był DD to oboje mieli chyba nie do końca równo pod przysłowiową kopułą.
      K

      Usuń
    5. Fakt, może jeszcze kwestia tłumaczenia, ale jeśli nie... To ja tego nie rozumiem, takie spojrzenie na małżeństwo jest ode mnie dalekie o lata świetlne:)

      Usuń
  4. Zawzięłam się i przeczytałam w necie. Jestem zwolenniczką kary śmierci, ale też nie podobają mi się warunki, w jakich to wszystko jest przeprowadzone. Zastanawiam się jednak, na ile ta książka jest rzetelna. Bo cóż. Walczymy z karą śmierci wszystkie chwyty dozwolone. Myślę, że jest trochę naciągnięta. Chociaż co ja tam wiem o Teksasie. Przesłuchałam ten podcast zresztą jeszcze raz, Agę Rojek rzadko, bo rzadko, ale słucham. Być może Darlie rzeczywiście jest niewinna, nawet bardzo być może. W porównaniu z innymi reportażami z cel śmierci w filmie o niej zarzuty padają głupie a to serpentyna w sprayu (w USA inaczej celebrują śmierć, nawet już u nas maskotki na grobach i balony dziwią tylko niektórych) a to sesja fotograficzna w więzieniu. Mało to konkretne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyna siedzi w celi śmierci, to jest klatka. Powodująca mocne zaburzenia psychiczne. Zamknięto ją kiedy miała dwadzieścia parę lat, dziś jest po pięćdziesiątce. Zamordowano jej starsze dzieci, na życie najmłodszego ma niewielki wpływ, bo jak? Nie uważam, żeby ta sesja zdjęciowa to był jakiś dowód jej winy. Próbuje żyć, a jeśli siedzi niewinnie w celi śmierci, to to się w głowie nie mieści.
      Co do książki, to masz rację. To jest trochę tak, że "wszystkie chwyty dozwolone", bo walczymy z KS. Otóż nie, nie wszystkie.

      Usuń
    2. Ech, spać nie mogę. Wiesz, że za tydzień wypijemy razem kawkę? Może Twój ekspres wytrzyma, a może wypijmey u mnie, ale wypijemy:) Tak sobie pomyślałam, że mało który facet po latach małżeństwa zobaczy od razu zmianę fryzury żony. Mój tego nie widzi, nawet jak mnie do fryzjera odwozi i czeka. "Tak jakoś mało się zmieniło" - mamrocze, podczas gdy ja na przykład z blondynki stałam się rudą. Ale milion razy wolę jego niż mordercę, który "widzi wszystko". Biedne te kobiety, mało chcą od życia.

      Usuń
    3. Większość panów nie jest do tego zdolna:) A moja Wiedźma też do wyższych celów stworzona:) Ale to naprawdę nie powód, żeby szukać "ideału" w celi śmierci, bo "widzi wszystko". Masz rację - nie pomyślałam o tym w ten sposób, ale one mało chcą od życia.
      Też już odliczam dni:)

      Usuń
  5. Do żadnej kary śmierci nie pasuje słowo "humanitarna". Słyszałam, że w Teksasie panuje drakońskie prawo, nie patyczkują się ze złoczyńcami. A pomyłki też bywają.
    Typ czcionki nie zachęca do czytania tego bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, miło mi:) Co do kary śmierci - ostatecznie zgodziłam się z faktem, iż nie jest ona humanitarna. Co do czcionki - jestem tego absolutnie świadoma:)

      Usuń