17 maja 2022

23 - "Jaśminowa saga"

"Jaśminowa saga" Anny Sakowicz jest bardzo nierówną powieścią. Dotyczy to każdego tomu. ('Czas grzechu", "Czas gniewu", "Czas goryczy"). Mamy akapit-perełkę, ze świetnie opisaną sytuacją, wyrazistymi postaciami, bardzo prawdopodobny i historycznie i obyczajowo. A następny jest słaby, nieautentyczny, zbyt wydumany, ta sama postać z wyrazistej staje się słaba, bezbarwna i "płaska".
To saga rodzinna, zaczynająca się bodajże w 1916 roku, a kończąca w 2019. Saga rodziny Jaśmińskich, zaczynająca się pogrzebem jednego z synów Elżbiety i Antoniego i kończąca jakimś płaskim podsumowaniem. Autorka próbuje w swej powieści opisać świat fikcyjnych bohaterów, których życie styka się z życiem tych prawdziwych, ale nie udaje jej się to. Przeczytałam całą tę sagę i nadal nie wiem, jaki sens miało wprowadzenie do niej Janeczki Hillarówny, czyli poetki Małgorzaty Hillar. Zaczęło się dobrze, Joseph Hirsz z żoną i jej dziećmi odwiedza małżeństwo Hillarów w ich majątku, Iza i Janeczka od razu świetnie się rozumieją, by... nie spotkać się już nigdy, by być "najlepszymi przyjaciółkami" zwierzającymi się sobie w bardzo nieregularnej korespondencji. Nie kupuję tego.
Bohaterowie są różni, generalnie dają się lubić, łącznie z Antonim, który jest opisany jak typowy "dziaders" (mówiąc nieeleganckim slangiem). Tylko, czy współczesna ocena pasuje do człowieka, który w roku 1916 miał już duże dzieci, niektóre dorosłe? 
Jednym z lepiej opisanych bohaterów jest Joseph Hirsz, postać niejednoznaczna, wymykająca się schematom, o którym nie można powiedzieć, ani, że jest dobry, ani że jest zły. Naprawdę to bardzo ciekawy i wiarygodnie nakreślony człowiek. Najlepsza postać.
Lubię siostry Jaśmińskie i feministkę Katarzynę, która przeżyła piekło, ale umiała (choć zajęło jej to dużo czasu) przepracować swoje traumy i osiągnąć spokój, i spokojną, łagodną Stasię, która "latami trenowała swoją naiwność", nigdy się nie buntowała, była krucha, ale silna i buntowniczą Julię, która sięgała po to, co chciała i tylko burze dziejowe sprawiły, że szczęście zniknęło.
Bardzo dobrze i dobrze opisany jest dramat Gdańszczan w "Wolnym Mieście", później w czasie wojny, wreszcie w czasie PRL. 
Ale to już wszystko, co da się dobrego powiedzieć o tej powieści, choć w sumie to niemało.
Mam też wrażenie, że autorka "zabija" bohaterów, na których nie ma pomysłu (bo nawet śmierci 16-letnich chłopców w każdym pokoleniu w efekcie ustają, więc nie wiadomo, po co wprowadzać taki wątek). Tworzy bohaterów i wysyła ich za granicę, żeby "nie przeszkadzali". Dzieciom sióstr Jaśmińskich, ich wnukom i prawnukom poświęca mniej miejsca, bo jest ich (za) dużo. Jedynego żyjącego brata, księdza Piotra Jaśmińskiego usuwa z Gdańska do Warszawy i zapomina o nim na całe lata. Widać niedoskonałości warsztatowe.
Jak dla mnie "Jaśminowa Saga" to po prostu szkic. Szkic, z którego mogłaby powstać autentyczna perła. Niestety, dostajemy imitację perły. Bardzo dobrą, ale jednak imitację. 
W mojej subiektywnej ocenie 6/10

8 komentarzy:

  1. To nie dla mnie. Mery Higins Clark też nie bo za bardzo wciągająca. Chyba naprawdę zacznę czytać tego Edigey'a. Drukują go jeszcze? Są audiobooki?
    W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czułam potrzeby sprawdzać, czy są audiobooki i czy ktoś jeszcze wydaje Edigeya, chociaż nie sądzę. Ja czytałam (nie ściągając, bo to piracka strona) na Chomiku;)

      Usuń
  2. Nie czytałam ostatnio wolę jak najkrótsze teksty, najlepiej opowiadania. 3 tomy to kosmos nie dam rady. Z jednym mam kłopot. Maya

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, mnie też czasem bardzo ciężko jest się skupić, ale to na pewno minie, zobaczysz:)

      Usuń
  3. Już się wystraszyłam, że przestałaś pisać;) Mnie się "Jaśminowa Saga" kompletnie nie podobała, z dwojga złego wolę już te bajki o Hryciach, jak im tam? Cukiernia pod czymś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, jakoś nie chce mi się przestawać, póki co:) Ja z tych dwóch wolę jednak Jaśminową Sagę, bo choć, oczywiście, wszyscy porządni bohaterowie z całego serca popierają lewicę, do czego się zdążyłam przyzwyczaić i co biorę w nawias, to jednak nikt mi dydaktycznie nie wciska na siłę, co mam myśleć. "Hryciowie", to "Cukiernia pod Amorem" (przez lata "Pod Aniołem", później "waadza" kazała zmienić i Celina wymyśliła Amora:)

      Usuń
    2. Faktycznie, Anioł, później Amor, dzięki. No, to taka sobie powieść, ale Jaśminowa nielepsza. Czy autorka wymyśliła coś na temat czarnych pereł Elżbiety? Bo już nie pamiętam:)

      Usuń
    3. Przepraszam, zawieruszył mi się Twój komentarz:) Nie, właśnie skojarzyłam, że nie. Kiedyś tylko Stasia w myślach chyba wzdycha, że nie wiadomo, co się stało z czarnymi perłami matki. A mogłoby się wyjaśnić, co się stało, fakt:)

      Usuń