25 kwietnia 2022

19. Literackie rozczarowanie

Małgorzata Gutowska-Adamczyk "Cukiernia pod Amorem". Dwie części, sześć tomów, każda część zawiera trzy tomy.
Część pierwsza (tomy "Zajezierscy", "Cieślakowie" i "Hryciowie") jest bardzo dobra. Taka literatura, jaką lubię. Saga rodzinna, rozgrywająca się na wielu płaszczyznach czasowych (podstawowy czas to rok 1995) i dotykająca wielu ważnych tematów. Powstanie Styczniowe, I Wojna Światowa, wojna polsko-bolszewicka). Niesamowite sploty akcji, zaskakujące rozwiązania, dobra polszczyzna i rozpalający wyobraźnię wątek tajemniczego pierścienia, należącego do Zajezierskich, później dziwnym zbiegiem okoliczności do Cieślaków, a na koniec do Hryciów. Pierścień ginie w czasie II wojny światowej, ale nie wiadomo dokładnie, kiedy. Znajduje się przy niezidentyfikowanych zwłokach w czasie prac archeologicznych w Gutowie. Zmumifikowane ciało zdaje się należeć do Lilith Cukierman (po mężu Apfelbaum) znanej z urody Żydówki działającej w ruchach oporu polskim i żydowskim. Później jednak okazuje się, że to prawdopodobnie Julia Papke, córka Niemca, gorliwego nazisty.
Skąd znalazłaby się w zasypanym tunelu, prowadzącym z klasztoru sióstr kwietanek do najstarszego w mieście kościoła, to dałoby się wyjaśnić. Tak, jak posiadanie przez nią pierścienia. Jednak jeśli zwłoki były szczątkami Julii Papke - na te pytania nie znajdziemy odpowiedzi.
Części pierwszej bez wahania dałam 9/10, chociaż niewyjaśnienie sprawy pierścienia trochę niemile mnie zaskoczyło. Liczyłam jednak na część drugą.
I tu się zawiodłam, jak rzadko.
Część II ("Ciastko z wróżbą", "Dziedzictwo Hryciów", "Jedna z nas") ma się nijak do pierwszej. Niby pojawiają się znani z pierwszej części bohaterowie, niby też dotyka ważnych problemów (życie w powojennej Polsce, rok 56, marzec 68, strajki w Gdańsku, stan wojenny...) ale aż się nie chce wierzyć, że to opisała ta sama autorka. Pierwsza część Sagi okazuje się być dziełem niejakiej Moniki Grochowskiej-Adams, przybranej wnuczki Janiukowej, gospodyni pana Pawlaka, właściciela Długołąki i wieloletniego rządy w Zajezierzycach oraz prywatnie szwagra ostatniego hrabiego Zajezierzyckiego i jej przyjaciółki z dzieciństwa, Teresy Kuszel, późnie Tessy Steinmeyer. Nie istniała znana nam z pierwszej części Michalina Gawryło-Fajnic powinowata ostatniego żyjącego Cukiermana, Izaak (Ireneusz Gawryło) to po prostu alter ego pani Adams vel autorki, Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk. Próżno szukać w II części wątku Cukiermanów (wyjąwszy nudny i banalny wątek odnalezienia ich ukrytych pamiątek przez Helenę Hryć). A przecież Cukiermanowie to właściciele Cukierni pod Aniołem, którą później zajmował Papke, a jeszcze później przejęli Hryciowie, zmuszeni do zmiany nazwy (zmienili Anioła na Amora). I była rzucona aluzja, że może potomkowie Cukiermanów będą chcieli walczyć o dawny majątek. Tymczasem w II części pani Grochowska-Adams, kobieta renesansu, świetny prawnik, doskonała literatka i znawczyni dziejów Gutowa, od lat mieszkająca w Stanach prosi jedynie o poszukanie w piwnicy pamiątek, które za kilka godzin znajduje przypadkowo Helena Hryć (coś, czego nie znaleziono przez ponad 70 lat, okazuje się nagle być pod ręką).
Bohaterowie znani nam z części pierwszej w części drugiej są tłem. Pozbawiono ich charakterów, definiując jedynie "doby"-"zły", a w pierwszej części byli pełnokrwiści z wadami i zaletami, żyli jak umieli i jak mogli, ale byli niezwykle plastycznie ujęci. Nawet Iga Hryć, pełna energii młoda dziewczyna, z wadami i zaletami, w II części staje się nudna, papierowa, wyniosła, a tak naprawdę - żadna. Ludzik narysowany na kartce papieru.
Monika i Teresa przeżywają dramatyczne dla Polski chwile, ale opisane jest to do bólu przewidywalnie, płasko i bez tego "pazura", który cechował część pierwszą.
I dydaktyzm, nieznośny dydaktyzm. Ta partia zła, ta dobra (zły PiS, dobra PO), głęboko zakorzeniony w Polakach antysemityzm, wyssany z mlekiem matki, a to wszystko wina KRK. (Niech zgadnę, który kraj ma najwięcej "sprawiedliwych wśród narodów świata"? I są wśród nich księża, właściwie bez nich byłoby trudno zdobyć fałszywe świadectwa chrztu). A tajemnica pierścienia zostaje tajemnicą. Najbardziej fascynujący wątek pierwszej części, łączący się z Gettem w Gutowie, przeplatający losy arystokratów, chłopów, Żydów doczekał się w części drugiej całego jednego zdania. Złożonego.
Monika to postać antypatyczna, choć autorka kładzie nam do głowy, że jest inaczej. Tessa budzi więcej sympatii, ale do końca polubić jej się nie da, bo autorka już spieszy z pouczaniem, że to druga doskonałość literacka. Szkoda. Wątek Mii Valente i Maćka Podedworskiego (wnuka Michała, poznanego w I części i pożegnanego w II) jest "opkowy". Spojrzeli na siebie, zakochali się i już wiedzieli, od pierwszego spojrzenia, że to miłość na całe życie... (niby autorka dopisuje im jakieś rozterki, ale bardzo nieprzekonywująco). I nie dowiadujemy się, czy Celina Hryć spotkała się jeszcze z Adamem Toroszynem, lub czy choćby mu wybaczyła. Nie był winny, winna była wojna i czasy komunistyczne, ale Celina skrzywdzona została, bardziej, niż on. I to też był piękny, smutny i ciekawy wątek w części pierwszej. Autorka wydała wnuczkę Celiny, Igę, za mąż za Xaviera, wnuka Adama i uznała wątek za rozwiązany i zakończony.
Pierwsza część 9/10. Druga 5/10
Razem: 7/10
Ale żałuję, że przeczytałam część drugą.

18 komentarzy:

  1. Jakaś zmiana w dodawaniu komci, nie wiem czy się doda. Nie zamierzam czytać tej książki, nawet pierwszej części. Nie znoszę takiego mówienia czytelnikom co mają myśleć. Ponad to jak się przeczyta pierwszą część to z automatu ma się ochotę przeczytać drugą.
    Zresztą ja nie lubię takiej literatury, wolę kryminały. Masz może jakieś kryminalne czytadło?
    W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem:) Kryminały historyczne:) "Maryla Szymiczkowa" (Jacek Dehnel). Polecam serię z profesorową Szczupaczyńską. Edigey - ale to raczej jako komedia, cudowny PRL i wielka miłość społeczeństwa do SB i MO. Poważnie Mary Higgins-Clark, wszystko, jak leci. I przeczytałam serię z Sewerynem Zaorskim Remigiusza Mroza. Ciężka trochę, poza tym Mróz to nie są jakieś wyżyny talentu, ale chociaż trochę go wyobraźnia poniosła, akurat te tomy (trzy na razie) dobrze mi się czytało. Sięgnęłam po inne, ale nie dałam rady. Niektórzy polecają Katarzynę Bondę, Charlotte Link (o ile dobrze napisałam), ale ja nie jestem w temacie. Poczytaj braciszka Cadfaela, też kryminał historyczny:)

      Usuń
    2. Nie no wielkie dzięki xD. Co to ten Edigej, bo nie mogę na postojach czytać niczego wciagającego, a pośmiać się warto:)

      Usuń
    3. https://www.google.com/search?client=opera&q=jerzy+edigey+książki&sourceid=opera&ie=UTF-8&oe=UTF-8 Lojalnie uprzedzam jednak, że Stanisław Barańczak mówiąc, że "proza Edigeya jak zwykle przypomina konsystencją mamałygę z dodatkiem kleju stolarskiego", powiedział jeszcze komplement:) Ale jako odmóżdżacze są idealne. I pośmiać się też można:) A na serio poczytaj sobie braciszka Cadfaela:)

      Usuń
  2. Ja dostałam tą sagę, właśnie te trzy pierwsze części w prezencie. Zabrałam się za czytanie. Ja też lubię taką literaturę ale to mi jednak nie podeszło. Przeczytałam pierwszy tom, o Zajezierskich. I jak dla mnie za dużo tych cofnięć w czasie w sensie, że się to cofa w rózne lata. I za dużo bohaterów zaczeli mi się mylić. Więc bez żalu po skończeniu pierwszego tomu odłożyłam go na półke a drugiego nawet nie zdjęłam. Jak dla mnie to już pierwszy tom był chaotyczny. I powiem ci że faktycznie najbardziej interesujący był ten pierścień ale jak niewiadomo co się z nim stało to już rzeczywiście nie ma po co tego czytać.
    Maya

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się pierwsza część bardzo, bardzo podobała, ale przyznaję rację, że bohaterów jest dużo, trzeba się bardzo skupić na czytaniu, bo łatwo zgubić wątek. Niemniej, pierwsza część IMHO jest bardzo dobra. Druga rozczarowuje. Zgadzam się, że brak zakończenia wątku z pierścieniem to największy minus, ale w II części jest więcej porzuconych wątków. Wydaje się, że są niby dokończone, ale to dokończenie jest niedopracowane i rozczarowujące.

      Usuń
  3. Nie czytałam, nie znam. I pewnie nie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. K, to Ty? Zresztą nieważne:) Każdy ma prawo czytać, co chce i nie czytać, czego nie chce, chociaż ostatnio pan premier nakazywał czytać Szewczenkę, a nie czytać dzieł rosyjskich. Dla mnie jednak (choć wielką fanką literatury rosyjskiej nie jestem) to niepoważne. Czytam co chcę.

      Usuń
    2. A tak, to ja:) Też uważam, że to głupia propozycja. Okudżawę i Wysockiego też zakażemy?

      Usuń
    3. Dobre pytanie:) I nie Ty jedna je stawiasz:)

      Usuń
  4. Generalnie mam podobne odczucia, co do drugiej części to w ogóle dałabym 3/10. Ale pierwszej najwyżej 5/10. Za dużo postaci, za dużo bohaterów, za dużo się dzieje. A to też niedobrze, autor na siłę wciska kolejne wydarzenie, kolejną postać, kolejną zagadkę, której nie rozwiązuje. Nie, to nie moja bajka, chociaż moje klimaty w teorii. Drugiej części nie dokończyłam. Jest zbyt "baśniowa". To znaczy autorka opowiada baśnie o losach Moniki i Teresy. Wiem że licentia poetica i że powieść ma swoje prawa, ale dla mnie musi mieć też pozory prawdopodobieństwa. W losach bohaterek drugiej części nie ma cienia możliwości realizacji tego, co autorka wymyśliła. Może jednej i później urodzonej by się udało, ale nie dwóm. I w ogóle chwilami miałam wrażenie, że czytam "AłtoKasię". Ona napisała książkę w której występuje w kilku postaciach. Tu miałam podobnie. Michalina Gawryło=Monika Grochowska=Małgorzata Gutowska-Adamczyk. Nie lubię takiego "zabiegu".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, to faktycznie trochę tak wygląda, ale oddajmy sprawiedliwość, Katarzyna Michalak to grafomanka, Małgorzata Gutowska to jednak pisarka, lepsza, czy gorsza. Podtrzymuję swój zachwyt nad częścią pierwszą, mimo ogromu wątków i bohaterów;) Nie jestem zachwycona drugą ewidentnie niedopracowaną, bo błyski się pojawiają, ale gasną szybko i rozczarowująco. Mnie ponadto odstraszył ten dydaktyzm. I straszne spłycenie wszystkich postaci. A już antysemityzm wszczepiony Polakom przez Kościół i wyssany z mlekiem matki to strasznie ograny i głupi w sumie wątek. Nie jestem antysemitką, mam żydowskie korzenie, ale na takie teksty mogę tylko parsknąć śmiechem.

      Usuń
    2. Serio, masz żydowskie korzenie? To fajnie, mieć jakąś inną krew:) Ja się doszukuję wyłącznie polskiej u siebie. Do pradziadków, bo potem nie wiem:) O antysemityzm to Ciebie na pewno nie da się posądzić i nie chodzi mi o Twoje korzenie. Nie wiedziałam o nich przecież do teraz:)
      Mnie ta saga rozczarowała pod wieloma względami. A nie lubię literackich rozczarowań. I to że ostatni Zajezierski nie był Zajezierskim (przedostatni, ale to nic nie zmienia, bo jak przedostatni to i ostatni) to w sumie niesmaczny chwyt.
      I w ogóle seks w tej książce jest jakiś dziwny. Przypomnij sobie Wandę Bysławską. I to, że nie wiemy, w jaki sposób została przełożoną, choć w czasie wojny musiała być na emeryturze. Autorka zostawiła ją jako nowicjuszkę z hmm bogatym życiem erotycznym, a potem pstryk i dostajemy nobliwą przełożoną, oddaną sprawom religijnym i patrotycznym ratującą Żydów. No przecież to się kupy nie trzyma!
      A druga część jest gorsza. Zgadzam się.

      Usuń
    3. Wątek Wandy Bysławskiej i to, że Tomasz Zajezierski to naprawdę Toroszyn były powodami, że pierwsza część nie "dostała" ode mnie 10 punktów. Gdyby mąż Barbary znał prawdę i uznał Tomasza za syna nie byłoby problemu. A wątek Wandy jest rzeczywiście skopany. Widać, że autorce zabrakło na nią pomysłu, więc najpierw "bulwersujący" (kogo to dziś bulwersuje, zniesmacza najwyżej) wątek lesbijskiego seksu w zakonie, a potem nic. I dlatego w żaden sposób nie da się w matce Emilii dostrzec Wandy Bysławskiej. A szkoda, opis jej drogi do przełożeństwa, powody, dla których została w zakonie na dłużej (ile mogła tam tkwić z powodów cielesnych? Dla mnie rok najdłużej) mógłby być bardzo interesujący. Najzabawniejsze jest to, że Iga i Xavier są spowinowaceni i o tym nie wiedzą. A powinni to odkryć, coś się powinno wydarzyć. Ja wiem, że Tomasz nie wiedział, ale to przecież nie powinno przesądzać sprawy.

      Usuń
  5. Może Michalak jest grafomanem, ale ja czytam jej książki.
    Maya

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A na zdrowie:) Ja czytałam Mniszkównę i płakałam nad "Trędowatą":)

      Usuń
    2. :) No a Mniszkówna i Trędowata to dopiero grafomanka;)

      Usuń
    3. Mniszkówna w tamtym czasie, na tle wielkich pisarzy: Sienkiewicza, Prusa, Orzeszkowej, Reymonta, Dąbrowskiej czy nawet Rodziewiczówny (którą bardzo lubię) to była absolutna grafomania. Obawiam się jednak, że na tle niektórych dzisiejszych grafomanów okazałaby się wielką pisarką:) Niestety, tak naprawdę.

      Usuń