27 maja 2024

72. "Mam wszystko, ale to za mało, by żyć"...

 TUTAJ 

Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej historii. O tej dziewczynie. Strasznie brzmią słowa: "Mam wszystko, ale wszystko to za mało, by żyć" (to przeczytałam gdzie indziej, nie w tym artykule.) Wiedziała, że jej życie jest cenne. Czuła się trochę niekomfortowo, że zrani rodzinę i konkubenta, którego bardzo kochała i który bardzo kochał ją. Ale jednak "ciężkie cierpienia psychiczne" sprawiły, że "nie było dla niej nadziei". 
I już dawno postanowiła, że popełni eutanazję w dniu dwudziestych dziewiątych urodzin... Starała się o to od trzech i pół roku. Żeby właśnie w dniu urodzin...
Ja tego nie rozumiem. Dla każdego "ciężkie cierpienia psychiczne" będzie znaczyło co innego. Ja mam ciężką postać depresji i sądzę, że znam ciężkie cierpienia psychiczne od podszewki. Co więcej, ośmielam się stwierdzić, że każdy je w jakimś sensie zna. 
Nie mogą mi wyjść z głowy te słowa: "Mam wszystko, ale to za mało, by żyć".
Nie wiem, o co chodzi z tą eutanazją. Przyznają, że nie rozumiem... Ja nie wiem, czy mam wszystko. Sądzę, że tak, mam dom, stabilną sytuację finansową, kochającego i kochanego męża, najmądrzejszą i najpiękniejszą córę na świecie (jak każda córa na świecie, ofkors), rozglądamy się za drugim psem, chociaż powoli... Ale mam też wiarę i poczucie, że moje życie jest cenne. Jest cenne w oczach Boga i moich bliskich. Zoraya też wiedziała, że jej życie jest cenne...
Nie wiem, może myślała, że "tam" niczego nie ma i mocno się zdziwiła...
A może myślała, że życie to gra komputerowa i nie umrze tak naprawdę?
Konkubent był przy niej do końca, trzymał ją za rękę... Może to dla kogoś piękne, dla mnie - straszne. Może on ją kochał, ale ona jego nie. Nie odchodzi się na własne życzenie od osób, które się kocha.
Myślę, że ludzie w Holandii i w krajach, w których eutanazja jest dozwolona, powoli, ale coraz jednak szybciej, przechodzą en mass na stronę śmierci. Psychologowie i psychiatrzy, już nie chcą próbować przywracać pacjentom chęci do życia, tylko badają ich pod kontem pozwoleń na eutanazję. (Jest to niezrozumiałe dla mojego psychiatry, człowieka niewierzącego, przypominam). Ludzie nie chcą walczyć z chorobami, tylko chcą odejść "godnie". Czy chcą? A może czują na sobie wyczekujące spojrzenia najbliższych: "chorujesz i/lub jesteś stara(y), na co czekasz?" I powoli eutanazja staje się obowiązkiem starych i chorych ludzi.
W każdym razie z moimi chorobami nie chciałabym być Holenderką...
A zaczynało się "niewinnie". Od zabijania ludzi ciężko chorych, bardzo starych.
Teraz "eutanazja" jest na życzenie, niezależnie jak to nazwiemy oficjalnie.
Zoraya była zdrowa fizycznie i młoda. Nie sądzę, żeby czuła taką presję ze strony kogokolwiek, sądzę, że podjęła "grę" ze śmiercią, grę, która wymknęła się spod kontroli... A może czuła, może konkubent nie był tak bardzo kochający i wspierający, może rodzice byli zmęczeni psychicznymi niedomaganiami córki? Może wcale nie miała "wszystkiego"?
Nigdy się nie dowiem. A chciałabym. Chciałabym zrozumieć.
I mimo wszystko mam nadzieję, że Pan Bóg pozwoli jej wejść do Swojego Królestwa... I modlę się o to.
"Mam wszystko, ale wszystko to za mało by żyć". Nieprędko te słowa "oderwą się" ode mnie.
Jeśli chciała odejść, czemu nie popełniła samobójstwa, czemu ponad trzy lata relacjonowała w mediach swoje starania o eutanazję, czemu zrobiła z tego wydarzenie medialne (mam na myśli social media)?
Może jednak nie chciała odchodzić, może czekała na to, aż ktoś ją powstrzyma. Ale z uporem odrzucała argumenty, aż w końcu wszyscy przywykli do tego, że 27.05.2024 r. Zoraya odejdzie. Straszne. Lata życia z żywym trupem, bo jak to nazwać?

Zorayo, teraz żyjesz. I żyj w pokoju.

18 komentarzy:

  1. Zmroziło mnie potwornie. Ty i ja - faktycznie się nie nadajemy do Holandii. Nienajmłodsze, schorowane, ja na wózku... Wiesz, ja nie wiem, jak to skomentować. Ja kiedyś widziałam jej ig ale jakoś nie przejęłam się tym, nie sądziłam, że do tego dojdzie. A jednak. Jednak. Myślę, że masz rację, że ona nie miała wszystkiego i że kultura śmierci w Holandii się też do tego przyczyniła. Albo była bardzo zaburzona i nikt nie chciał się podjąć leczenia (łatwiej zabić), no albo ona nie chciała się leczyć. Potworne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały dzień o tym myślę i sądzę, że jest jeszcze jedna możliwość - miała wszystko, więc nie ceniła życia, nie miała motywacji... Ale żeby aż śmierć? Nie zrozumiem tego myśli. Zresztą, ja też mam wszystko, jak sądzę...

      Usuń
  2. życzyłbym jej, żeby odzyskała spokój w Bogu. Nie do pojecia jest dla mnie taki brak szacunku dla ludzkiego życia. Ba, dla własnego życia. Gdyby Kejt miała taki pomysl, zrobiłbym co w ludzkiej mocy żeby ją odwieść od tego zamiaru i napewno nie trzymałbym jej za rękę bo to by mnie przerosło. Bo ją kocham. A ona kocha nas i nasze dzieci i nie zostawi nas choć nie ma wszystkiego. masz rację z tą cywilizacją śmierci, to się powoli robi przymus eutanazji, nie wybór. podobnie jak z aborcją. niezealogowany W z telefonu, wiec z błedami xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepiękne wyznanie miłości do żony:) Naprawdę się wzruszyłam.
      Właśnie, może się mylę, ale mam wrażenie, że z czasem to sądy zaczną podejmować decyzje, a starsi i chorzy ludzie będą się bali chodzić do lekarzy albo wręcz pokazywać publicznie/spotykać z ludźmi, żeby nie pokazywać swoich słabości. Bo ktoś życzliwy dojdzie do wniosku, że eutanazja będzie najlepszym wyjściem, a sąd to klepnie.

      Usuń
  3. Mam wszystko...nie miała wszystkiego; nie miała zdrowia.Czy ktoś się zastanawiał - czym zryta psychika, że szuka ucieczki w śmierci???
    Dla mnie temat ciężki; niby mam wszystko a śmierć zabrała mi MĘŻA;
    z każdym dniem coraz bardziej za Nim tęsknię i chciałabym już spocząć obok Niego. Tchórz ze mnie; ani na samobójstwo ani na eutanazję się nie zdobędę ;
    zrozumieć ŚMIERĆ -czy to po ludzku możliwe???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to niemożliwe. Też jestem takim tchórzem. Ktoś kiedyś trafnie powiedział (ks. Maliński chyba w jednej ze swoich książek, a może o. Salij?) że z samobójstwami bywa różnie. Że często ktoś tak wołał o ratunek (zauważcie mnie) i niechcący przesadził z natężeniem sygnału. Może z eutanazją też tak bywa? Że to wołanie o ratunek, tylko tam już nikt nie zrozumie tego wołania, klepną eutanazję, chyba się jeszcze nie zdarzyło, żeby nie klepnęli.
      Nie mam wątpliwości, Basieńko, że Twój mąż jest w niebie, gdybyś nie była "tchórzem", mogłabyś nie od razu z nim się spotkać. Z dwojga złego lepiej tęsknić tu, nie tam. Nieustannie myślę o Tobie, modlę się i "trzymam za rękę".

      Usuń
  4. Ano właśnie.Szczęścia nie kupisz, smutku nie sprzedasz.
    "Mam wszystko, ale to za mało.."
    Jak ulał pasuje tu świadectwo Wojciecha Amaro, kilka dni temu składali nowe świadectwo wiary w Sanktuarium w Górze Kalwarii (pewnie widziałaś,Fleur;)Bo już się wypowiadali kilkakrotnie. Nic człowieka nie zadowalało ani bogactwo i sukces zawodowy, ani piękny dom, podróże, udana rodzina,budzili się rano z pustką w sercu. Polecam wysłuchanie, nie wklejam bo gupie algorytmy..
    Cudna pogoda z lekkim wiaterkiem. Muszę się uwinąć z obiadem,żeby posiedzieć na tarasie.Zrobię więc gołąbki w szybkowarze.
    Nabyłam nowy Gerlacha, poprzedni służył mi 40 lat! produkcji sowieckiej, gniotsja nie łamiotsja;) Jeszcze jest zdatny, ale czasami ciśnienie wypycha taki dzyndzel ciśnieniowy.Przeglądam też ofertę multicookerów, ale te z fajnymi funkcjami ponad dwa tysiaki.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, pustka w sercu, to tragedia. Ale jak można mieć pustkę w sercu, jeśli się kocha najbliższych? Nie wnikam, bo nie zrozumiem. Mogę kogoś skrzywdzić.
      Ja mam jakiś no-name też już ze 20 lat, ale rzadko używam szybkowara, więc jest jak nowy i pewnie do czterdziestki też dociągnie. Teraz planujemy zakup alfajera. Philips ma jeden, który mnie urzeka, też ok. 2.000. Zobaczymy:)

      Usuń
  5. Mhm, moim zdaniem, sensem życia jest walka. O chleb, o zdrowie, o ojczyznę, o mieszkanie.... Kiedy ma się wszystko,, to nie ma się powodu do życia.
    Kiedyś czytałam wywiad z psychologiem czy psychiatrą (nie pamiętam). Opiekował się facetem o skłonnościach samobójczych. Kiedy wybuchła wojna, ten facet przez 6 lat, ani przez moment nie pomyślał o samobójstwie. A przecież mógł w łatwy sposób dać się zastrzelić, wywieźć do obozu, nadepnąć na minę. Kiedy wojna się skończyła, jego destrukcyjne myśli wróciły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt. A na Zachodzie chyba już dawno nie musieli o nic i z nikim walczyć, a pojęcie walki o ojczyznę jest passe. Żyjemy w unijnym raju, wszystko mamy, nawet eutanazję, Unia za nas pomyśli, Unia nas uszczęśliwi. Biedni, bogaci ludzie. Może jej rzeczywiście było za łatwo, nie ceniła tego, co jej spadło z nieba? Nie było ważne, bo nie walczyła o to? Możliwe, ale ja jednak stawiam na kulturę śmierci i zaburzenia psychiczne nie tylko depresję i borderline, ale też inne, których już nikomu nie chciało się diagnozować, bo przecież jest eutanazja, więc po co się przemęczać? Bardzo ciekawy przypadek z tym pacjentem. Mnie się przypomina historia sprzed paru lat, pana Janusza, nie pamiętam nazwiska. To człowiek chory, leżący, obłożony rurkami, patrzący cały czas w sufit. On prosił o pozwolenie na eutanazję, bo samobójstwa popełnić nie mógł. Na szczęście w Polsce to niemożliwe i niech tak zostanie. Panem Januszem zainteresowała się Anna Dymna, znalazła dla niego pracę w swojej fundacji. Widziałam go później, szalał na wózku, zapracowany, zaaferowany, zajęty, myślący, jak pomóc innym. On nie chciał eutanazji, tylko celu w życiu.

      Usuń
  6. Ja też nie rozumiem. Żal mi tej dziewczyny, ale też jestem nieprzekonana do tych tłumaczeń. "Mam wszystko, ale wszystko to za mało, by żyć?" A rodzice, konkubent, przyjaciele to nie powody, by źyć? Bardzo do mnie przemawia to, że dziewczyna zabawiła się w śmierć, ale zabawa poszła za daleko. Ktoś, kto chce umrzeć, popełnia samobójstwo. Dla osoby ciężko cierpiącej psychicznie to o wiele prostsze, niż procedura eutanazji, która ciągnęła się trzy i pół roku. Albo nie miała wszystkiego (tylko ja nie mam, a chcę żyć), albo była mega silnie zaburzona i to nie tylko z powodu depresji i borderline. Musiało być coś jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że było coś jeszcze. Plus kultura śmierci, plus wiele pewnie innych spraw. Ja uważam, że mam wszystko, ale mimo wszystko chcę żyć:)

      Usuń
    2. "Stef Groenewoud, etyczka opieki zdrowotnej z Uniwersytetu Teologicznego Kampen w Holandii, już od pewnego czasu obserwuje, że eutanazja stała się jedną z akceptowanych opcji przedstawianych pacjentom przez lekarzy i psychiatrów. Groenewoud zaznacza, że obserwuje to zjawisko szczególnie wśród osób młodych, które zmagają się z chorobami psychicznymi. Według niej pracownicy ochrony zdrowia szybciej i łatwiej poddają się w przypadku leczenia takich osób." Cytaty stąd: https://www.poradnikzdrowie.pl/aktualnosci/28-latka-chce-poddac-sie-eutanazji-z-powodu-depresji-nie-moge-tak-juz-dluzej-zyc-aa-5oi5-thbr-gGmv.html Wtedy jeszcze żyła. No właśnie: łatwiej zasugerować eutanazję. Gdzie przysięga Hipokratesa?

      Usuń
    3. Ja mam wrażenie, że pani "etyczka" nie jest tym zachwycona. "Według niej pracownicy ochrony zdrowia szybciej i łatwiej poddają się w przypadku leczenia takich osób". No właśnie. Mój pan doktor twierdzi, że zadaniem psychiatry jest stanąć na rzęsach, żeby pacjenta zachęcić do życia, a nie posłać na śmierć. A jest niewierzący. Zoraya mogła mieć depresję lekooporną, chociaż to gdybanie, bo o niczym takim nie ma nigdzie wzmianki. Wtedy jest bardzo trudno. Ja też jestem "odporna" na całą masę leków i wiem, że pan doktor staje na tych rzęsach, żeby coś znaleźć. I znajduje. Zawsze. Podobnie jak panie neurolog i kardiolog, bo i tam bywam "odporna". Widać, że chcą, że im zależy na moim życiu i zdrowiu. Można też próbować psychoterapii. Ona też działa czasem cuda, chociaż przy depresji to faktycznie podstawą są leki. Tylko, że depresja lekooporna jest częsta, według niektórych danych dotyczy 2/3 osób chorych i już powoli wiadomo, jak próbować sobie z nią radzić. Tylko trzeba chcieć. A pacjent musi chcieć się leczyć, to inna rzecz.

      Usuń
  7. Dodam jeszcze, że samobójstwo a eutanazja, to jednak dwie odrębne sprawy. Eutanazja łączy się z udziałem osób trzecich. I to jest dla mnie nie do zaakceptowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może się źle wyraziłam. Ja wiem, że to są dwie różne sprawy. Uważam tylko (i mogę się, oczywiście, mylić), że jak ktoś chce naprawdę umrzeć, to popełnia samobójstwo. Jak ktoś przez ponad trzy lata relacjonuje w SM swoją "walkę" o eutanazję, to według mnie nie do końca o tę śmierć chodzi. I tak, dla mnie też nie do zaakceptowania jest udział osób trzecich. Bo, jak byśmy się nie odwracali, plecy mamy z tyłu. To jest zabójstwo i żadne orzeczenia żadnych sądów niczego tu już nie zmienią.

      Usuń
  8. My z W. kiedyś rozmawialiśmy o tym, chyba nawet po Twoim poprzednim wpisie, tym o aborcji i eutanazji poprzez uduszenie poduszką. Oboje stwierdziliśmy, że to nie do zaakceptowania, bo to kula śniegowa. Można jeszcze tłumaczyć choć nie rozumieć osoby w ostatnim stadium raka czy innej, śmiertelnej choroby, ale to się od tego zaczyna, a kończy tak, że z jednej strony z każdym miesiącem ta procedura jest upraszczana albo omijana, i z drugiej, jak napisałaś osoby chore i starsze czują na sobie przymus eutanazji. To nie może być dobre. To efekt kuli śniegowej. I ja też gdyby W. chciał popełnić eutanazję nie trzymałabym go za rękę. Raczej bym odeszła z dziećmi gdzie pieprsz rośnie, zamiast żyć jakiś czas z żywym trupem, jak to celnie ujęłaś. Kejt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym nie trzymała A. za rączkę, jakby mu coś takiego przyszło do głowy. Kiedy zachorowałam na depresję niewiele oboje o niej wiedzieliśmy, kiedy on się dowiedział, że depresja bywa śmiertelna (wiadomo, w jaki sposób ludzie umierają) wziął trzy tygodnie urlopu i mnie pilnował. Więc też by raczej mnie nie trzymał za rączkę. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy oboje, że jak ktoś chce, to się go nie upilnuje. Na nasze szczęście. Teraz już jesteśmy o wiele mądrzejsi, ale wtedy to był koszmar. I była T., która miała pięć lat...

      Usuń