06 czerwca 2023

56. Wesele

 A najpierw, przede wszystkim, ślub. Piękny i wzruszający. Przepiękna Panna Młoda (od urodzenia była śliczna, mając kilka miesięcy już zapowiadała się na piękność), przystojny Pan Młody, wzruszeni rodzice (i ciotka Fleur też:)
Wesele - odwykłam. Na klasycznym polskim weselu byłam rok temu (ale to było wesele chrzestnego syna, więc trochę, jak mojego), a wcześniej w 2013. I nie lubię wesel na ponad sto osób, jestem trochę aspołeczna, trochę introwertyczna i o wiele lepie czuję się na kameralnych imprezach, ale nie będę przecież nikomu dyktowała, jak ma wyglądać JEGO/JEJ wesele. Moje było, jakie chciałam.
Koleżanki radziły: "nie lubisz, jesteś po chorobie, nie jedź, każdy to zrozumie". Ale ja nie lubię "dawać się prosić", a wiem, że siostrzenicy zależało na naszej obecności. I pewnie by prosiła, a po co? Zarezerwowaliśmy pokój w tym samym miejscu, w którym było wesele, mogłam wejść, odpocząć... a później się wyspać. No, przespać, ale nie umarłam od tego:)
A naprawdę bawiłam się dobrze. Dużo nie tańczyłam, bo wiadomo, alkoholu nie lubię (tzn. wódki nie tknę, ale lubię dobre wina, a tutaj zwłaszcza jedno było pyszne, więc sobie na jedną lampkę pozwoliłam:), ale nagadałam się z rodziną, wypiłam bruderszaft z teściami chrzestnego syna, poznałam chrzestną wnuczkę (przeuroczą), nacieszyłam szczęściem młodej pary - czego chcieć więcej. Trochę się z siostrą popłakałyśmy, że tata tego nie dożył, ale tak to bywa na weselach, brakuje tych, którzy odeszli. Kolejny raz uświadomiłam sobie, że mój czas się kończy, że się starzeję, a na weselu jestem ciotką, a nie koleżanką, kuzynką etc. Najdziwniejsze było to, że mi to w ogóle nie przeszkadzało:) Czuję się, pomimo chorób, młodo (wolno mi), jak na moje możliwości wyglądałam atrakcyjnie, a świadomość, że już nic nie muszę, a jeszcze coś tam mogę jest miła:) W dodatku jakiś dwudziestoparolatek wziął mnie za rówieśnicę i próbował podrywać. Ale on nie cierpiał na zanik alkoholu we krwi:) Mój mąż prawie się popłakał ze śmiechu, ale on był trzeźwy. Właściwie nie podobały mi się tylko niektóre stroje. Nigdy nie czepiam się fasonów, kolorów, etc. bo sama noszę kontrowersyjne suknie. Po prostu, moim zdaniem, ślub i wesele (zwłaszcza ślub w kościele, ale i w USC) to nie są miejsca na nagość. Moje Dziecko miało akurat długą sukienkę z długimi rękawami, a dekolt w kościele spięty broszką, ja podobnie. Ale widziałam sukienkę łudząco podobną do mojej koszuli nocnej (satynowa, cienkie ramiączka, rozcięcie do kolan - na biustonosz tam nie ma miejsca). Sukienka (?) ładna, ale nie do kościoła. A i na weselu nie za bardzo, bo się dziewczynie zsunęły ramiączka i nagle pokazało się to, co się pokazać nie powinno. Gołe plecy. Gołe ramiona. To akurat na weselu nie razi, ale na ślubie panie nie były specjalnie "zakryte". Też miałam 20 lat, ale rodzice by mnie chyba udusili, gdybym się tak wybrała do kościoła. Ja bym Dziecko też chyba udusiła. (Chciała iść w dżinsach na bierzmowanie. Swoje własne. I do tego miała witać biskupa. Nosz... Na szczęście Dziecko pojęło.)
Ale już przestaję zrzędzić jak stara ciotka (nomen omen), bo miło się patrzyło na rozbawioną młodzież. Chociaż ilość młodych panów, którzy przesadzili z alkoholem była dla mnie porażająca. I nie tylko młodych, ale to młodzi są przyszłością.
Mimo tych narzekań w skali od 1 do 10 daję imprezie mocne 9. I przyznaję, że dobrze się bawiłam:)

PS. Przecież nie wszyscy mnie znacie. Siostra to siostra męża, siostrzeńcy też. Ja właściwie nie mam rodziny, ja jedynaczka, moi rodzice też...

32 komentarze:

  1. Jesteś bardzo rodzinną osobą. W dodatku masz wiele serca dla rodziny męża. Znam łącznie zemną same odwrotne sytuacje: szwagierki i bratowe ledwie się poznają, albo i to nie. Tolerancja to już dużo. Czesto obrażone milczenie.
    Jak ostatnio byliśmy na mszy uderzyły mnie przeźroczyste bluzeczki przy braku bielizny. To wczesne nastolatki no ale jednak. Czasem się zastanawiam czy rodzice to widzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat Twoja szwagierka to trudny temat i nie dziwię się, że za nią nie przepadasz. Ja mam trzy:) Z jedną jesteśmy jak siostry, z drugą mam bardzo dobre układy, a trzecia to troszkę rodzinny problem. I to wcale nie (tylko) mój. Ale, choć nie podoba mi się jej postępowanie, to ją też lubię. Łatwo mieć serce dla ludzi, którzy je mają dla ciebie:)
      Rodzice widzą, ale nie widzą w tym nic złego. Niestety. Moje Dziecko za to, to purytanka. Owszem, chciała witać w dżinsach biskupa, ale nawet na co dzień, na uczelnię czy gdziekolwiek nie lubi rzeczy prześwitujących, zbyt krótkich i ze zbyt dużymi dekoltami. Z tym nigdy nie miałam problemu:)

      Usuń
    2. Widzę różnicę, miedzy dżinsami, nawet na powitanie biskupa, a dekoltem do pasa, czy przeźroczystą sukienką mini. Moja szwagierka to naprawdę trudny temat. Coraz trudniejszy.

      Usuń
    3. Nie jej sprawa, z kim się Twój mąż ożenił, mówiąc krótko. Oczywiście, że jest różnica między dżinsami w kościele a prześwitującą mini:) Prześwitującej mini moja purytanka nie założy, ostatecznie chodzi w takowej po domu, ale wolałam, żeby witała biskupa jednak w spódnicy. A że ona zawsze ma "dyżurną" długą spódnicę, to nie było problemu. Bo tak na co dzień, to królują spodnie.

      Usuń
    4. I się ciesz, że nie lata pół nago po uczelni;) A propo to byłam kiedyś na kościelnym ślubie mojej znajomej i byla ubrana w jasnoperłowy garnitur, to widać te spodnie nie takie zle, skoro można w nich przyjmować jeden sakrament, to można i drugi:)
      Co do szwagierki, to cóż, przecież ja jestem wybrakowana...

      Usuń
    5. Ali, natychmiast przestań! Nikt nie będzie źle mówił o moich bliskich, nawet oni sami!
      Osobiście nie spotkałam się z panną młodą w garniturze, ale całkiem sporo moich znajomych - tak. To jej dzień, ona ma się czuć piękna i jeśli się piękna czuje w garniturze, to wszystko OK:)

      Usuń
  2. wygląasz na dobrą dyche mniej, niż masz, a są faceci, którym się podobają starsze babki. Ty mi się podobalaś i wtedy i teraz a i tak kocham Kate. Facetow moglaś się spodobać mimo, iż trafnie ocenił twój wiek czyli na dychę mniej. Kate bardzo pilnuje żeby dziewczyny do kościoła i w ogóle sie ubierały jak Pan Bóg przykazał i z tym nie ma problemu. Gorzej jest z samym chodzeniem do kościoła młoda daje czadu. My mamy sezon wesel - 3 w ciągu lipca i sierpnia. Strasznie dużo dokładamy do tych imprez i się zastanawiamy z której da się wymiksować. W sumie chcialbym, zebyś była taką naszą ciotka, tyle ze to słowo by mi przez usta nie przeszlo. niezalogowany W ze smartgfona XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toś mnie pocieszył:))) A mówiąc serio - jest duży problem, młodzi odchodzą z Kościoła, obecnie panuje moda na apostazje, kilka osób z grupy T. to zrobiło, a jak na dwudziestoosobową grupę to jest duży procent. Tłumaczyć, tłumaczyć, zachęcać swoją postawą i nie zmuszać. Ja miałam taki moment, że zmuszałam i wiem, że to nie działa.
      Wesele - cóż, bywa kosztowne dla gości również... My naprawdę sporo dołożyliśmy do interesu, ale to ukochani siostrzeńcy, w tym chrzestne dziecko, więc sytuacja trochę inna. Wcale się Wam nie dziwię, że chcecie zrezygnować.

      Usuń
  3. Hmmm> jedynaczka :) podobno jedynaki/jedynaczki mają bajeczne życie :)
    Ja takiego szczęścia nie miałam; ale byłam najmłodszym dzieckiem, a to też miało pewne plusy. Z rodziną męża układy są różne. Ani nie całuśne, ani nie na noże :) starość ma na to wpływ, że zbyt często się nie spotykamy.

    Co do strojów; u siebie nie lubię takich dekoltów, przez które można mi zajrzeć do żołądka. W codziennym życiu preferuję półgolfy.
    Na weselu dawno nie byłam, więc nie nadążam za modą weselną. Nie wiem co się obecnie nosi; golizny nie lubię ani u siebie, ani u innych.
    Najważniejsze, że jesteś zadowolona z uroczystości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie miałam bajecznego życia, ale rodzice poznali się po czterdziestce i na rodzeństwo szanse były małe. Za to ambicja mojej mamy skupiła się na mnie w sposób straszliwy: jej się nie udało ukończyć studiów medycznych, więc pchała mnie na medycynę (a ja autentycznie mdleję na widok krwi i wątpię, bym dała radę wejść do prosektorium) zupełnie nie patrząc na naciągane czwórki i piątki z biologii i chemii i całkowity brak zainteresowania przedmiotem. Była bardzo nieszczęśliwa, że na studiach nie ma wywiadówek. Moje Dziecko też jest jedynaczką, niestety, nie z naszego wyboru. Ona twierdzi, że ma bajeczne życie, ale ja wiem, że bycie jedynakiem to nie jest bajka. Rodzina, to rodzina. Ale Dziecko ma świetny kontakt właśnie z tym ciotecznym rodzeństwem, może będzie dobrze. Mój mąż ma dobre kontakty z ciotecznymi siostrami i braćmi. W ogóle rodzina męża od strony taty ma bardzo silny instynkt rodzinny.
      Co do dekoltów ja je lubię, to są ostatnie lata, kiedy jeszcze mogę, więc korzystam. Oczywiście, nie do kościoła, ale tak na co dzień owszem. Z tym, że taki "do pasa" mam chyba tylko w jednej sukience, reszta się jeszcze mieści w granicach przyzwoitości, ale i tak nie wszędzie je założę. Za to są długie do ziemi i z rękawami, bo jak się jedno odkrywa, wypada resztę zakryć;))

      Usuń
    2. Aforyzmy mi się skojarzyły;
      " aby była zachowana równowaga ciała;
      podnosząc spódniczkę; oczęta spuszczała"
      to aluzja do tego ;
      "bo jak się jedno odkrywa, wypada resztę zakryć".
      W długich sukienkach, spódniczkach to ja się plączę
      i ryję nosem o trotuar :) wolę spodnie.
      Na medycynę to ja też bym się nie nadawała.
      Niby jestem twarda, nie mdleję na widok krwi;
      lecz na cierpienie ludzkie patrzyć nie mogę;
      zaraz ślę gorliwe zażalenia do Pana Boga,
      że tak Mu się starość nie udało, ale...
      faktem jest, że cierpienie, ból i męki to wina
      naszego niedoskonałego ciała a nie Pana Boga.
      Z wykształcenia jestem chemiczką, lecz praca
      laboranta [do tego potrzeba aptekarskiej
      dokładności i cierpliwości]
      ani specjalisty d/s ochrony środowiska
      mi nie leżała. Najbardziej podoba mi się
      mój obecny zawód -emerytka, ale...
      ma też swoje minusy; bo choć duch ochoczy,
      to ciało słabe i ciągle daję plamę :) ;
      "starość nie radość, a młodość nie wieczność".

      Usuń
    3. Bardzo prawidłowe skojarzenie:) Ja mam tak od zawsze: mini (dawniej i u mnie mini to tak tuż przed kolana, albo do połowy) to już nie dekolt, dekolt, to już nie mini, gołe ręce, to nie duży dekolt i sukienka długa. Gdzieś tak do dwudziestki w ogóle nie tolerowałam spódnic czy sukienek. Spodnie, spodnie i jeszcze raz spodnie:) Później to się zaczęło wyrównywać i w efekcie jest teraz mam jedną parę spodni, bo nie umiem w nich chodzić. Tak, jak nie umiem w sportowych butach, czy na niskim obcasie. W szpilkach już też nie umiem. Pokochałam średnio wysokie słupki. Dziwaczka jestem, no wiem:)

      Usuń
    4. Lubiłam szpilki, ale [znowu ta starość] od pewnego czasu muszę nosić płaskie obuwie, bo na obcasie [koturnie] zaraz mnie skurcz łapie;
      mięśnie łydek i ud strajkują i o ból przyprawiają. Dla osoby niskiej [taka jestem] to naprawdę niekomfortowe samopoczucie.
      Jak się nie ma co się lubi; to się lubi co się ma;O!
      pozdrawiam Basia

      Usuń
    5. Szpilki już też nie dla mnie, nawet niskie - mam zawroty głowy i kręgosłup także ich nie lubi. Ale, o dziwo, w zupełnie płaskich butach mam identyczne objawy i też nie mogę w nich chodzić. Idealny byłby podobno trzycentymetrowy obcas, ale, póki co, koturny i słupki znoszę dobrze, zwłaszcza te na platformie, ale te bez też dają radę.

      Usuń
    6. Powtarzam sobie jak mantrę;
      "jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma..."
      nie ma co narzekać, trzeba się dostosować :)

      z pobożnością, religijnością to różnie bywa;
      czasami z jednego gniazda wyfruwają osoby
      o bardzo odmiennych światopoglądach;
      w iluż to rodzinach dochodzi na tym tle do waśni.
      Różnie też postrzega się gości zarówno weselnych
      jak i komunijnych; jedni liczą na prezenty
      a inni na obecność. Ile osób tyle poglądów.
      pozdrawiam Basia

      Usuń
    7. Wesele...wesele; a po weselu smutek;
      przydałby się w postaci nowej notki-ratunek :)
      zaglądam w nadziei na nowy wpis
      pozdrawiam Basia

      Usuń
    8. A ja mam inne, bardziej pesymistyczne: "jak się nie ma, co się lubi, to się nie ma, co się lubi i tyle":)

      Usuń
  4. No, ba. Jak jesteś ukochaną ciocią, to można się bawić:) Moi chrześniakowie raczej się specjalnie do mnie nie przyznają, tyle o ile. Ale ty masz naprawdę talent do gadki z młodzieżą. Nie umiałabym z takim entuzjazmem pisać o mojej chrześnicy, że piękna, że mam z nią kontakt. A na jej weselu wynudziłam się, jak mops. Ślub był cywilny wię zupełnie nie zajarzyłam, po co jej tam chrzestna. Nie mniej i tak zauważyłam zbyt śmiałe stroje - zupełnie nie do urzędu cywilnego więc już zupełnie nie do kościoła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że zaskakująco dobrze się czuję w roli kochanej cioci? Ja, która histeryzuję na temat starości i przemijania. Inna rzecz, że nie jestem taka zakręcona na wszystkich, głównie na dzieci A. Dzieci J. też bardzo lubię, ale z dziećmi B. jak i z nią samą mam pewien problem. Ale to nie temat na bloga:) Słuchaj, my nie mamy obowiązku kochać naszych chrześniaków, ani oni nas. Zgodziłyśmy się pomóc w katolickim wychowaniu, przysięgłyśmy to nawet przed ołtarzem, dotrzymałyśmy przysięgi i na tym koniec, co niby jeszcze mogłyśmy zrobić? Chrześnica Cię zaprosiła, bo widocznie jej zależało na Twojej obecności i tyle. Ja mam inny charakter, jestem mocno emocjonalna i kocham te dzieciaki naprawdę. A mojej drugiej chrześniaczki nie znam de facto. Zresztą wiesz, o kim i o czym mówię.

      Usuń
    2. Ale Ty na serio czujesz, że pomogłaś wychować w wierze? Ja nie. Ja to prezenty na Dzień Dziecka, Boże Narodzenie, urodziny i chyba tyle. No i właśnie mi uświadomiłaś, że się tak średnio wywiązałam z tej przysięgi. Zwłaszcza że brała tylko ślub cywilny chociaż na ile wiem, przeszkód nie było żeby wzieli kościelny.

      Usuń
    3. Nie, no ja pilnowałam. Jeździłam na na Komunię, na Bierzmowanie, kupowałam obrazki religijne, różańce, Pismo Św, ochrzaniałam za "bozię", nawet "Ojcze Nasz" to akurat ja go nauczyłam, tak wyszło:) I wiesz, że on to docenia? A prezenty - swoją drogą. Do dziś coś dostają na Gwiazdkę:) Ale ja lubię szaleć prezentowo na Boże Narodzenie. Mogę bez trudu ignorować imieniny, urodziny czy "mikołajki" - ale Boże Narodzenie to już musi być "na bogato":)

      Usuń
  5. Ja tam się wcale nie dziwię, że miałaś wzięcie u młodych bo Ty jestes bez wieku, to komplement. Mamy 3 wesea w najbliższym czasie i chcemy sie wymiksować. 2 są w 1 rodzinie a 1 u znajomych czesci tej rodziny. I nas nie stać na to po prostu. Ubra się stosownie i nie tak samo na wszystkie, coś tam włożyć w kopertę, w 1 wypadku doechac do innego miasta no to są koszty. W kościele ostatnio widziałam pania wcale nie młodą, bo na pewno po 50-tce i ona miala bluzeczkę czy koszulkę na takich cieniutkich ramionczkach z dekoltem, a jakże i krótkie spodenki. Pani była mega zgrabna, chciałabym taka być, ale nie czas i nie miejsce. Wieku sie nie czepiam, bo na szczęscie teraz każdy może się ubierać, jak chce i na ulicy czy tam w parku skwerku to zupełnie nie razi. No ale kościól to już nie. Moje też na szczęście z frakcji chłopczyce, żadnych tam dekoltów czy mini (nie lubią) ale co z tego że w kościele wygladaja przyzwoicie jak nie chcą chodzić? Młoda już zapowiada, że w technikum na religie nie będzie chodziła. Młodsza jeszcze chce. no i co my mamy robić? Całuję cię, K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, dziękuję;) Z moim wiekiem jest zawsze problem: miałam 15 lat i wyglądałam niemal na trzydzieści, potem miałam te trzydzieści i dla odmiany wyglądałam na dwadzieścia parę, wiem. Ale teraz, po tych choróbskach, uważam, że wyglądam na więcej lat, niż mam, W. mnie skonsternował. Nie tym, że mu się podobałam, ale tym, że wyglądam na dziesięć lat mniej. Nie, nie wyglądam. Tak, jak pisałam W. rozmawiajcie z dziewczynami, dawajcie przykład (tak, wiem. Dajecie) i nie zmuszajcie. Nie chce chodzić, niech nie chodzi, pozwólcie jej. Przecież inaczej będzie wagarowała, uciekała z tej religii i jeszcze (nie daj Panie Boże) coś jej się stanie. Pozwólcie jej na popełnianie własnych błędów.
      Jeśli nie czujecie radości czy choćby zadowolenia na myśl o weselach, to nie jedźcie. Trochę rozrywki każdemu się przyda, ale jeśli minusów jest więcej niż plusów - to żadna rozrywka. Całuski <3

      Usuń
  6. no ja nie mam takiej rodziny. brat i siostra to sie mnie wstydza, wogole ani jedno ani drugie mnie na chrzesną nie prosilo. na wesele zaprosili bo trzeba, na komunie tez, ale niewiem czy mnie na wesela poprosza swoich dzieci raczej nie. ty masz dobra rodzine, sama jestes dobra, to myslisz ze wszyscy tacy a wcale tak nie jest. ty zyjesz mimo wszystko a ja nie. troche mi pomogl maile od ciebie, odpisalam i chcialabym zebys teraz ty odpisala, dobrze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpisałam, Majeczko. Masz w mailu odpowiedź na ten komentarz. Między innymi:)

      Usuń
  7. Nie wiem, czy mogę się przyznać. Ale chyba nikt mi głowy za to nie urwie, he, he. Nigdy nie byłam na weselu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, z mojego punktu widzenia, to niewiele straciłaś... :)

      Usuń
  8. Nigdy nie byłam na weselu, może jako dziecko, ale szczerze to tego nie pamiętam. My wesela własnego nie robiliśmy, bo nie chcieliśmy. A jeśli chodzi o młodzież i ubiór w kościele ... wielu z nich już wiarą nie jest zainteresowana, więc i nie mają może potrzeby dobierania stroju. Inna sprawa, że starsze pokolenie promuje w tym względzie nijakość i bylejakość, dobieranie koloru do koloru lamperii, więc młodym trudno jest się wzorować na czymś sensownym. Niemniej, nie będę narzekała na nowe pokolenie. Ostatnio zauważyłam w Polsce na ulicy kilka ciekawych kreacji w mieście ledwo powiatowym (w porównaniu z ulicą małego miasta irlandzkiego, gdzie dzieciaki często chodzą w spodniach od dresu, nie jest źle, pomimo tego, że dorośli zachęcają raczej, żeby się nie wyróżniać).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest, moim zdaniem, kwestia wiary, tylko obycia, zwykłej kindersztuby. Kiedy wchodzę do synagogi, zakrywam głowę (ostatnio nie muszę, bo włosy mi tak się przerzedziły, iż niczym gorliwa chasydka noszę perukę, kiedy spacerowałam po naszym kirkucie, pani zapewne z bardziej konserwatywnej rodziny, zapytała, gdzie ją kupiłam, więc czułam się usatysfakcjonowana. Pani początkowo nie wierzyła, że jestem katoliczką, ale teraz czasem spotykamy się na kawce:) kiedy byłam w meczecie, zdjęłam buty. A pół nago nie weszłabym na żaden ślub, ani w USC, ani w jakimkolwiek kościele. Co innego wesele, zwłaszcza młodzi ludzie, ale i tak jest niefajnie, jak spada cała sukienka i widać, że nie ma pod nią biustonosza. Nie, ja się nie zgorszyłam, mnie, wbrew pozorom trudno zgorszyć, ale niedawno się dowiedziałam, że tę dziewczynę to przybiło bardzo.

      Usuń
    2. Ach, zapomniałam. My też nie chcieliśmy wesela, mieliśmy przyjęcie na 40 osób, do tego bezalkoholowe (nie jesteśmy abstynentami) i mnie się bardzo podoba zwyczaj obiadu dla najbliższych po ślubie, czy lampka szampana w USC i koniec bajki. Moje Dziecko po dwóch weselach stwierdziło, że wesele z poprawinami na 100 osób, to po jej trupie, ale są tacy, którzy lubią mieć duże wesela i mają do tego prawo:)

      Usuń
    3. @Fleur de Lys, dobrze jest, gdy każdy ma takie wesele, jakie sobie wymarzył (u nas był obiad, rodzice, moja babcia i rodzeństwo męża). W sumie chyba jesteśmy abstynentami, więc alkoholu nie było. Duże wesela nie są dla mnie atrakcyjne jako dla gościa, ale ja tak mam (wiadomo, każdy jest inny).

      A wracając do wyglądu w kościele, czy przy uroczystych okazjach. Mam wrażenie, że pojęcie elegancji i adekwatności niekoniecznie się przebija do mainstreamu, ale to nie jest tak, że dawniej było lepiej. Nie było wyboru, albo człowiek chodził w sukience z zasłony, albo we własnoręcznie udzierganym swetrze, ale marzenia były chyba inne i gusta tandetne, bo nie za bardzo wierzę, że rodzice z dobrym gustem wychowują bezgustną młodzież.

      Usuń
    4. Ja pamiętam czasy komuny, ale w moim otoczeniu (szkoła, znajomi, rodzina, przyjaciele rodziców, czy sąsiedzi) nie pamiętam sukienek z zasłon. (Wiem, że ta zasłona, to tak umownie, ale mimo wszystko się upieram, że nie pamiętam:) Dziergane sweterki tak, ale niektóre panie (w tym moja mama) dziergały tak obłędnie, że jeszcze teraz zdarza mi się w nich chodzić, fakt, że nie na imprezy:). Były panie krawcowe (nasza była istną artystką), jak już się "upolowało" materiał to czasem miało się naprawdę "szałowy ciuch". Owszem, było raczej szaro, ale panie się starały, ja pamiętam garsonki moich nauczycielek, sukienki mojej mamy, czy jej koleżanek. Były zgodne w ówczesną modą.
      Ja chyba coś źle napisałam, nie chodzi mi o mainstream, to jest zresztą szerokie pojęcie, ja opisałam zwykłych ludzi na zwykłym weselu. Nota bene też uważam, że to męcząca impreza, zawsze mnie trochę stresuje i generalnie fanką nigdy nie będę, ale zwyczajnie było mi miło, że siostrzenica chce świętować z nami, więc się dopasowałam.

      Usuń