Gdziekolwiek się nie obrócę czy to w necie, czy w realu, słyszę, jak panie (nie wszystkie) narzekają, że te Święta takie okropne, bo... muszą się spotkać z teściową/teściami.
Albo kombinują, jak koń pod górkę, co zrobić, żeby się nie spotkać. Te, które teściów mają daleko, mają też łatwiej. Te, które mają teściów mieszkających przy tej samej ulicy wznoszą się (jak dla mnie) na wyżyny absurdu.
Są i takie, które z dumą ogłaszają, że na ich życzenie mąż już dawno zerwał kontakty ze swoją rodziną.
Zastanawiam się, czy:
1 - wszyscy ci teściowie to osoby toksyczne?
2 - czy panie zdają sobie sprawę z tego, że prędzej czy później i one będą miały synowe?
3 - czy te Święta to nie jest dobry moment na choćby połamanie się opłatkiem?
***
A ja bym dużo dała, żeby móc się w te Święta przełamać opłatkiem z naszymi Rodzicami. Niestety - już trzecią Wigilię obchodzimy jako całkowite sieroty. Najpierw mój Tata, później Mama A., później moja Mama, a na końcu, po Świętach w 2019 r. - Tata Męża. Nie mamy tej szansy. Nie w ziemskim życiu.
No, nie dogodzisz...
Bo nadeszły czasy hedonistyczne. Ile ja się nasłuchałam, że mieszkam z ojcem, że to toksyczne, żeby zamienić mieszkanie na dwa mniejsze. Wszystkie rady bardzo mądrze brzmiały, tyle że a-żadne z nas nigdy nie mieszkało samo, b-finansowo jest łatwiej, c-wolę ojca za ścianą niż mam sie zastanawiać, co się z nim dzieje, dlaczego nie odebrał telefonu i biegać, albo jeździć do niego parę razy dziennie. Ja mam w pracy taką dziewczynę. Całe życieteściowie byli największym złem. Teraz jej jedynak zamieszkał z dziewczyną i planują ślub - jest szloch i foch, bo dziewczyna chce mieć narzeczonego dla siebie przede wszystkim. Tylko, że może i ona trafi kiedyś na synową nie z marzeń.
OdpowiedzUsuńDaj spokój z takimi radami. Mama nie chciała z nami zamieszkać i mnie się zdarzało przez ostatnie miesiące jej życia (zanim przestała cokolwiek kojarzyć i wzięliśmy ją do siebie) jechać do niej 2-3 razy dziennie. To koszmar. A jeszcze ja pracowałam wtedy w domu, a Ty pracujesz poza domem. Starszy człowiek, nawet jak jest sprawny, powinien być pod kontrolą, na zamianie mieszkań tylko byście stracili, finansowo też. Dobrze radzić.
UsuńJa znam mnóstwo takich sytuacji, u nas w pokoju nauczycielskim były tylko takie. Naprawdę, ja jedna miałam idealne układy z rodzicami A. Ale to działało w dwie strony, ja się też starałam. A dla nich całe życie byłam "córuchną" a nie synową.
Popatrz. Znasz te historie z jednej strony, ze strony synowych. Ciekawe, co by powiedziały teściowe i kto tu jest bardziej toksyczny. Ja w pracy też często słyszę złe słowa na temat teściów a zwłaszcza teściowych. I też sobie myśle, że co one powiedzą za kilka czy tam kilkanaście lat. I jakie wzorce powielą te dzieci, synowie. Że matki ich żon to te lepsze babcie? Że po ślubie czy tam innym rozpoczęciu związku mają się odciąć od matek? Bywają toksyczne teściowe i bywają toksyczne synowe. To nie ejst tak, że wina leży tylko po jednej stronie. ja też na swoich teściów nie narzekam, bo sama wiesz że są fajni:) W. też jest blisko z moimi rodzicami. I nasi rodzice nawzajem z sobą. Masz rację, Boże Narodzenie to dobry moment na pojednanie. Tylko ile osób jeszcze tak na serio bierze sobie do serca, że to religijne święto, że warto przełamać się opłatkiem i wybaczyć.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Taka konfrontacja teściowej z synową byłaby ciekawa. Żeby coś oceniać, trzeba znać zdanie obu stron. Ja jestem w tym wieku, że znam i teściowe i synowe i różnie to wygląda, bo czasem rzeczywiście któraś ze stron jest toksyczna. Jestem przekonana, że i mama A. czasem uważała, że mu się krzywda może dzieje, bo sam sobie odgrzewa obiad;) Mama z tych, którzy każdemu pod nos wszystko podsuwają. Ale żadnej aluzji nie zrobiła. Tata był bardziej tolerancyjny:) A u Was jest normalnie. U nas też tak było, mój tata umarł wcześnie, więc na Dzień Matki na przykład brało się jedną mamę i jechało do drugiej. Moja mama była dość trudna, więc Wigilię spędzaliśmy w domu, a na Święta do rodziców A. z mamą albo nie (mama wtedy spędzała Święta ze swoją przyjaciółką, singielką, moją chrzestną). Nigdy jednak żadnych nieporozumień czy pretensji nie było.
UsuńJa zerknęłam na dół i własnie Maja ma rację, że są jeszcze dzieci i wnuki. I że one mają prawo znać dziadków, a dziadkowie ich. Sądzę, że dzisiaj nie doceniamy roli dziadków. Kiedyś dzieci wychowywały się w wielo pokoleniowych rodzinach a dziś żeby zobaczyć dziadków często muszą jechać wiele kilometrów. A czasami chociaż dziadkowie są niemal tuż obok widują się raz na rok albo rzadziej. Czasy się zmieniają ale wcale nie wiem czy dla dzieci to tak naprawdę lepiej.
UsuńDuży dom, w którym każdy ma swoją przestrzeń (w tym koniecznie własną kuchnię i łazienkę) najlepiej jeszcze osobne wejście, to dobry plan. Razem, ale osobno. Dziecko jest komu podrzucić, do seniorów zajrzeć można w każdej chwili... Tyle, że to nie takie proste. Osobiście uważam, że w prawidłowej rodzinie wielopokoleniowej dzieci mogą tylko zyskać. Ale może jestem idealistką:)
UsuńWmurowało mnie. Jak zawsze w punkt. Nie jestem maminsynkiem ale jakby K. próbowała mnie odciągać od rodziny to nic by nie wyszło z naszego związku. A tak to spokojnie weszliśmy w nasze rodziny. Bardzo dobrze to napisałas, czas leci a synowe stają się teściowymi i wszystko zaczyna się odnowa. W
OdpowiedzUsuńTak, to takie błędne koło. K. jest mądra, a Twoi rodzice fantastyczni, więc to było skazane na sukces:) Ja też byłam mądra, a rodzice A. fantastyczni, więc i my byliśmy skazani na sukces:)
UsuńHehehe xD. Inan rzecz i teraz mówię poważnie, że z dzieciństwa znam historię, że babcia którą odcięto od wnuków bo synowa miała z nią jakieś zatargi. pani matka zna tę historię, nie umiały się dogadać z tym że pani matka uważała, ze oboe są winne. zabroniła teściowej przychodzić syn do matki chodził, ale dzieciom matka nie pozwalała matka dzieci oczywiście. I ta babcia popełniła samobójstwo. No nie chciał bym być w skórze tej synowej, bo to jednak paskudnie wyszło. Nie zalogowany W z tel.
UsuńNie chciałam o tym pisać, ale skoro zacząłeś... Mój Tata pracował kiedyś jako kierownik w jakimś Polmozbycie (?) (Tata zmieniał prace często, jak już mógł) i pracował tam pan Z. Później Tata zmienił pracę, ale kiedy Rodzice "dostali" mieszkanie, okazało się, że pan Z. mieszka w sąsiednim bloku (równoległym do naszego) i zajmuje identyczne mieszkanie (parter, szczytowe, trzy pokoje) do tego też w ostatniej klatce. W pierwszych dniach mieszkania, Tata przypadkowo poszedł do niego (stały cztery bloki, identyczne, równolegle do siebie). Zażyłość odżyła, trwała aż do śmierci Taty. Pan Z. miał żonę i dzieci, te dzieci, starsze sporo ode mnie miały swoje dzieci. A> też znał pana Z. Później my się wyprowadziliśmy, ale przecież bywaliśmy u Mamy, więc jakiś tam kontakt był. Żona pana Z. była szczególnie przywiązana do jednego wnuka. Spłacili dzieci, a mieszkanie przeznaczyli dla tego właśnie wnuka. Ale on znalazł dobrą pracę za granicą i tam się osiedlił, o powrocie nie było mowy. Żona pana Z. wpadła w ciężką depresję, a była dobrą, pogodną kobietą. Spotkałyśmy się przypadkowo w poradni zdrowia psychicznego. Tylko raz, bo ja później postanowiłam jednak leczyć się prywatnie. I ta pani chodziła najpierw do poradni, później przestała, później nie wstawała już z kanapy, później nie wstawała z łóżka i w ciągu roku odeszła. Pan Z. był przekonany, że to z powodu wyjazdu wnuka. Trudno chłopaka winić, że chciał żyć po swojemu, ale to po prostu przykład, jak silna więź może łączyć babcię z wnukiem i że pozbawianie tego obu stron nie jest dobre.
Usuńnigdy nie bede miala tesciowej, to nie wiem, ale wiem, ze w takich wypadkach najbardziej cierpia dzieci. bardziej kochalam mame taty bo mialam tylko babcie, moje rodzenstwo pamieta dziadkow, ale ja nie. ale mama wojowala ze swoja tesciowa wiec widywalam ja rzadko. mama mamy byla caly czas obecna w naszym zyciu, ale ja bylam ta niekochana wnukczka, wiadomo dlaczego. babcia od taty tez miala inne wnuki, ale kochala mnie bardzo i akceptowala malpe. dzisiaj mama sama jest babcia i chociaz nie robi rozmicy miedzy wnukami to wiem ze bardziej kocha corke brata niz corki siostry. i rzadziej ja widuje, choc brat mieszka naprawde blisko, siostra duzo dalej. i rzadko ja widzi, bo zadzialal ten sam stereotyp i bratowa wychowuje corke ze swoimi rodzicami i oczywiscie bratem, ale w ich domu to jej rodzice nie moi sa obecni maja
OdpowiedzUsuńSytuacja wręcz klasyczna. Poruszyłaś bardzo ważny problem, którego ja nie dotknęłam, ale może powinnam. Dzieci, które kochają dziadków i mają prawo spędzać z nimi czas. I dziadkowie, którzy też mają prawo widywać wnuki. Osobiście uważam, że nawet jeśli czyjaś mama jest złą teściową, to może być dobrą babcią. Na tej zasadzie, na jakiej moja znajoma po rozwodzie twierdzi, że jej eksmąż był fatalnym mężem, ale jest bardzo dobrym ojcem.
UsuńDopiszę jeszcze, bo rozmowa dzisiaj była, jak na zamówienie, naprawdę. Jedna z koleżanek właśnie wzdychała, że co drugi rok święta u teściów i właśnie to ten rok. Druga zapytała, czy ona ma świadomość, że też będzie teściową. Ma, ale ona będzie dobrą teściową O ILE JEJ SIĘ TRAFI DOBRA SYNOWA. Na to tamta koleżanka, że pewnie ta znienawidzona teściowa też tak myślała. Może synowa jej się zła trafiła. O nie, zaczepiona koleżanka jest bardzo dobrą synową, NIE BRONI mężowi odwiedzać rodziców, dzieci też mogą jeździć do dziadków, ale NIE CHCĄ, mają po kilkanaście lat i wizyty u dziadków nie są dla nich atrakcyjne. O tym możnaby elaborat napisać, ale clou jest zupełnie inne. Otóż, owe nastolatki, bez problemu chodzą z nią co niedziela na obiad do jej matki. Jak widać to jest atrakcyjne.
OdpowiedzUsuńAlbo wiedzą, że jak chcą zjeść obiad, to muszą iść z mamą do babci:))) A tak na serio, to echo rozmowy, która była i u nas. Ja byłam wtedy bardzo młoda, a rozmawiały koleżanki, z których jedna była już teściową, a druga na swoją teściową narzekała nieraz codziennie. Padło to samo pytanie. I nie wiem, jak to dziś wygląda, bo tamta starsza koleżanka nie żyje, a ta młodsza ma dziś 60 plus i pewnie dwie synowe...
UsuńWiesz, jaką ja mam teściową:) Wiele lat byłam wyrozumiała bo zdaje sobie sprawę, że nie jestem synową z marzeń. Ale parę lat temu odpuściłam. Moja mama, moi rodzice są dla nas oparciem, a mąż, oczywiście pomaga swojej, tak czy siak nawet jakbyśmy były najlepszymi koleżankami, ja jej nie pomogłabym. A sama teściową nie będę. Ale powiem ci, że tak czysto teoretycznie to masz rację. Ja bym chciała mieć dobre kontakty z teściową. Nadal choć już mi dużo mnie zależy niż dawniej. Ale chcialabym.
OdpowiedzUsuńZgadza się, akurat Ty naprawdę masz przechlapane. Nieważne, czy jesteś wymarzoną synową, ważne, że dla Twojego męża jesteś wymarzoną żoną. I szkoda, że Twoja teściowa nie potrafi na Ciebie spojrzeć, jako na osobę z którą jej ukochany syn jest szczęśliwy. Ale Ty chyba naprawdę zrobiłaś wszystko, a nic na siłę.
UsuńŻycie pisze różne scenariusze. Wymarzona teściowa, wymarzona synowa; to jak gra w totolotka. Jednym się poszczęści, a innym nie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że tym bardziej w święta, nie ma co uszczęśliwiać się na siłę swą obecnością. Niech każdy spędza święta tak, jak lubi.
Nie byłam wymarzoną [raczej niechcianą] synową i to zaważyło na moich stosunkach z matką męża, ale...to była [nie żyje] dobra kobieta. No cóż; miała prawo do swoich marzeń. Mąż był bardzo za swoimi rodzicami.
Teraz jestem teściową; czy synowe wymarzone? przecież nikt nie jest doskonały, a w dodatku inaczej wychowany; inna hierarchia wartości; inne ideały; inne cele w życiu...
Istotne, ważne, że w małżeństwie się dopasowali i się kochają, bo dzieci zdrowe wzorce mają; są szczęśliwi, a to było moim marzeniem.
Pewnie jestem w tym temacie kompletnie nieobiektywna, po prostu ja nie miałam teściów, tylko drugą parę Rodziców, którzy mnie kochali tak, jak własne dzieci. Nie wiem, czy byłam wymarzoną synową, ale wiem, że tak byłam traktowana, jak wymarzona. Mówiłam do nich (bez najmniejszego oporu "Mamusiu" i "Tatusiu", a oni do mnie "córeczko, curóchno" - tak, jak do swoich córek. KIedy po raz pierwszy pojechałam do nich, jeszcze nie byłam pewna, że związek z A. to jest to. I tam się wtedy upewniłam:) Dobrego męża mam szansę znaleźć, ale takich teściów to nie znajdę:) Jesteśmy wieloletnim, udanym małżeństwem i w dużej mierze zawdzięczamy to Rodzicom. Mój dom nie był dobry, małżeństwo moich Rodziców nie było udane, nie miałam dobrych wzorców. Ale A. miał i prowadził nas przez pierwsze lata. Później ja też załapałam, o co chodzi. Tata umarł 3 lata temu, zaraz po Świętach Bożego Narodzenia, Mama wcześniej, w 2004. Ale ciągle mamy dobry kontakt z siostrami męża, zwłaszcza z jedną. I Święta spędzamy razem. Bo tak chcemy, ale też dlatego, że "Rodzice by sobie życzyli, żebyśmy się trzymali razem". Owszem, niech każdy spędza Święta tak, jak lubi. Ale nie jestem pewna, czy moja znajoma lubi spędzać Święta sama, jak palec (wdowa, jedynaczka, jedyny syn wpadnie może w II Dzień, może po, jak żona zdecyduje). Zapraszałam ją wielokrotnie do nas, ale najpierw chyba była zbyt dumna, a teraz jest już zbyt zrezygnowana. Stawiamy talerz dla wędrowca, ale dla matki już nie. Dla mnie to tragiczne.
UsuńŻycie jest bardziej skomplikowane niż się nam wydaje.
UsuńNie zawsze da się przewidzieć przyszłości, ani tak ją
zaplanować, aby uniknąć przykrości.
Relacje rodzinne zawsze z czegoś wynikają.
To jest zasada naczyń połączonych.
Trudno mi ferować wyroki i znaleźć wytłumaczenie
dla zachowania synowej Twej znajomej [wdowa, jedynaczka,
z jedynakiem] ; ale... na pewno owo "złe" zachowanie
z czegoś wynika. Tego nie rozkminisz, bez zagłębienia
w szczegóły i odgadnąć przyczynę, dlatego daleka jestem
od oceniania. Twoja znajoma widać lubi być sama, skoro
pokazuje focha; zbyt dumna, zrezygnowana mimo, że jest zapraszana... Widać obie są siebie warte;
jaka teściowa taka i synowa.
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma.
Powiadają, że "kowalem swego losu każdy bywa sam"
Usuńlecz moim zdaniem - to tylko półprawda.
Gdy jest się młodym, to inaczej patrzy się na świat;
nie ma recepty na szczęśliwą przyszłość, starość.
Jedynaczka, jedynak podobno są egoistami,[ od każdej
reguły są wyjątki] a to może być przyczyną różnych
niesnasków, egoistycznych zachowań
[duma, wrażliwe ego itd.]; niedomówień i nieporozumień.
Największy w tym ambaras aby dwoje chciało naraz.
Tak już w życiu bywa; że po obu stronach leży wina.
Czy nie po to wymyślona etat "mediatora"???